Pojechało, teraz siedzi na lotnisku i czeka. Miesiąc temu przyleciała na panieńskie przyjaciółki, teraz na jej wesele. Samoloty, taksówki, trochę przeraża mnie jej sposób zarządzania finansami. Ok ma dobrą pracę i dobre zarobki, ale tak trochę pomyśleć o tym, że w życiu różnie bywa, mogłaby ..Ma przecież mnie jako żywy przykład, na jakiej stopie zylam kiedyś, a jak w tej chwili wegetuję. Weekend w Londynie, Paryżu, Majorka. Z drugiej strony tok mojemu myśleniu nadaje wiek i doświadczenie. Absolutnie słowa w tym temacie nie poruszam w rozmowach, jej pieniądze, jej życie, na blogu mogę :).
Piszę z komórki, pierwszy raz, spróbowałam czy się da i wygląda na to że jak najbardziej. Aczkolwiek lepiej mi się myśli kiedy mam duży ekran przed sobą a nie takie cipci jak w tej chwili.
Wędrówki z pttku dziadzieją, przewodnik organizujący długie,ciekawe trasy zaliczył awarię, taką do nie naprawienia raczej. A ci inni, drugi raz była trasa po lesie nieopodal mojego bloku. Nie twierdzę, że znam tam wszystkie ścieżki, ale nic w tym ciekawego jak dla mnie oczywiście. Zatem wczoraj szósta rano odjazd z dworca. Za cel wybrałam sobie pewien niezwykły twór geologiczny, zobaczony w necie na zdjęciu. To była moja najdłuższa trasa od czasu wypadku, 120 może trochę więcej, bo trochę kręciłam się w kółko. Nie mam licznika, tylko kiedy wbijam w aplikację trasę pokazuje mi ilość km. Z jednej strony nie było źle, z drugiej, w tych parowach, a raczej krzatynach rosnących w dole zaplatalam się na amen i do upragnionego obiektu nie dotarłam. Co z kolei jest rozczarowywujace.
Były inne atrakcje, np wielkie porzeczkowe pole
Bloger poprzestawiał fotki, ale nie będę ich więcej ruszać, bo jedną już mi zjadło.
Wydaje się to niedorzeczne, żeby ktokolwiek mógł zaginac parol na takie podstarzale babsko, ale tego faceta, który mnie kiedyś gorąco komplementował, wspominałam tu kiedyś, spotykam jeżeli nie codziennie to bardzo często kiedy jadę na rowerze w stronę mostu, kiedyś do mnie z wyrzutem, a wczoraj pani nie jechała! Dopiero wtedy do mnie dotarło, że może nie przypadkiem tak go widuję. W przelocie z nim rozmawiam, bo zawsze się śpieszę i na szczęście jeżdżę sporo szybciej, nie ma szans jechac obok. Może o rowerach chciałby tylko pogadać a ja węszę we wszystkim niecne zamiary, Taki paskudny charakter .
W komórce pisze się mniej ale i szybciej, bo słowa same wyskakują :)
Powiem Ci z perspektywy półwiecznej. Gdybym miała ten rozum co teraz wtedy, kiedy miałam możliwości, zwiedziłabym pół świata. Wiele lat temu postanowiłam niczego nie zbierać, w sensie odkładania, kupowania domów. Jeśli mam być szczęśliwa to muszę żyć tu i teraz, a nie kiedyś jak już pospłacam. Dawna ja tak myślała. Dorobić się, mieć. Tylko po co. To wcale nie daje stabilności, raczej kulę u nogi. To oczywiście moje podejście i zdanie. Ale Ty się nie martw Córką. Ona musi swoje doświadczenie nabyć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNa pewnym poziomie rozumiem i zgadzam się z tym co piszesz. Dlatego gryzę się w język, kiedy zaczyna mi się zbierać na komentarze. Ponadto bardzo nie chcę zarażać córy, swoimi lękami i obawami, jej doświadczenia nie muszą być przecież tożsame z moimi.
UsuńTak jak powyżej (z perspektywy mojego własnego półwiecza), mam takie przemyślenia. Oczywiście rozumiem dlaczego, że moja mama sugeruje: może odkładajcie itd. Jej mama jej tak podpowiadała. Odkładanie w jakiś sposób poprawia poczucie bezpieczeństwa. A realia? Okazuje się, że to odłożone spleśniało, zdrowie poszło w uj, więc już nie ma formy na zrobienie tego, na co się odkładało, a gdy się uciułało na dom, cisza dzwoni w samotnych czterech ścianach, a umrzeć i tak trzeba.
OdpowiedzUsuńOczywiście o przyszłości myśleć warto: ubezpieczać się, pracować na emeryturę, ale z tym ciułaniem: życie lubi zaskakiwać (np. myślimy, że odkładamy na chorobę, a to było na trumnę).
O to to.
UsuńWydaje mi się to są różnice międzypokoleniowe, " kultura zapierdolu" i potrzeba oszczędzania, żeby zapewnić sobie potrzebę bezpieczeństwa, o której piszesz, to moje pokolenie i fakt, że czasami obraca to się w nicość. Znam ludzi, którzy mają niezła bazę finansową a mimo to obracają każdy grosz i skąpią sobie wszystkiego, może tak się robi na starość.
OdpowiedzUsuńMnie niepokoi odnośnie córy, że nie przyjmuje do świadomości, że coś może się posypać w pewnym momencie, warto mieć wtedy zabezpieczenie. Z drugiej strony w razie godziny "w" ma mnie , ma ojca.
cisnę życie jak cytrynę :-)
OdpowiedzUsuńwydaje na sprawy bieżące, bo wiadomo ale nie odmawiam sobie wyjazdów, i nigdy nie odmawiałam, bo lubię. jestem typem wagabundy.
Może dlatego
przez dziesięć lat remontowaliśmy dom na wsi, a płot nadal wymaga zmiany :-D i gdyby nie pandemia ...radykalnie sie odpaliłam w kwestii już nie odkładania niczego na potem. i realizuję. owszem na kocie jest zawsze kasa w razie W. ale też dom jest zabezpieczeniem finansowym i nie wiem czy będziemy w nim żyli do końca dni ...naszych? może sprzedamy i wyjedziemy w cholere kamperem podróżować przez świat :-)
W kwestii dziecka rozumiem ciebie doskonale. ale ja w jej wieku nie miałam nic. .. tylko pasję i oczy szeroko otwarte. ale i wiele mi nie było trzeba.
ogólnie to ja w typie, że wydaję gotówkę, którą mam, nie zaś tonę w kredytach.
Fakt wagabunda jesteś, ale z głową umeblowaną i osadzona dosyć w realiach się wydajesz. Córa co rok, może co dwa zmienia pracę, bo nudna :) Pocieszać może fakt, o którym wspominasz, że wydaje co ma, nie pozycza, ale też nie odkłada ani grosza.
OdpowiedzUsuń