Pierwszy raz w życiu będę spędzać wilię sama. Powinnam wg. wszystkich psychologicznych rozważań mieć doła ,być przygnębiona itd. W zamian czuję ulgę ,nieomal spokój, pojawia się też w chwilami dezorientacja i zaniepokojenie ,bo coż zamiast biegać z wywieszonym jezorem ,usiłować się rozdwoić ,siędzę teraz przy komputerze ,a pózniej zamierzam iść na dluuugi spacer.
Ostatnio na wigilię zapraszałam córkę z dziećmi. Jeednakże ta ostatnia kolacja ,kilka dni po wypadku była koszmarna , wpół przytomna z bółu niewiele pamiętam. W tym roku małżęństwo starszej córki przeżywa poważny kryzys .Nie chcę i nie umiem mierzyć się z ich emocjami ,egoizm, zaprosilam ich na świąteczny obiad.
Do mamy ,z którą mieszka moja młodsza siostra też nie pójdę ,nie zniosłabym nieszczerych życzeń opłatkowych. Przez tych kilkanaście tygodni kiedy leżąłam połamana ,zdana zupełnie na pomoc innych ,siostra nawet nie zadzwoniła,nie zapytała. Zważywszy że do tej pory ,kiedy o cokolwiek mnie prosiła zostawiałam swoje sprawy żeby pomóc jej w kłopotach takie zachowanie to nawet nie obojętność ,ale rodzaj okrucieństwa. Z reguły staram się pierwsza wyciągać rękę po różnego rodzaju nieporozumieniach,ale ta zaszłość siedzi we mnie i nijak nie umiem jej wyrugować.
Mam dobre winko ,dobre jedzonko ,młodsza córa wydaje się zadowolona z życia, król Kevin czuje się lepiej .
Wesołych Świąt