piątek, 3 maja 2024

Białe brzusie


porośnięte, czarnym włosem, widziałam, próbując usilnie nie patrzeć i duże męskie cyce, wielokrotnie mijały mnie,na ścieżce rowerowej kiedy wracałam  do domu. Nie jestem wielką estetką, ale tak w samych gaciach pedałować, trzęsące sie mięsko grh...widok nie chce zejść mi z oczu.

 W środę wstałam raniutko i pojechałam znowu w kierunku promu, sprawdziwszy przedtem w necie dostępność. Uparłam się na tę trasę, bo to taki test dla mnie, nawet kiedy o wiele więcej rowerowałam, kosztowała mnie sporo wysiłku, więc ciekawa byłam jak teraz poradzę sobie. W Ciechocinku zatrzymałam się na lodach przy grzybku, zdjęcia pokazywać nie będę, żeby Frau nie cierpiała. Prom był i czekał i kilka samochodów stało i parę rowerów. Jeden z rowerzystów nie spodobał mi się, przez całą drogę perorował  coś parze staruszków podniesionym głosem, tak ze nawet szumu fal nie było słychać, tylko warkot promu i jego głos. Miałam kiedyś znajomego, który w  podobnym, mentorowym tonie tłumaczył mi jak krowie na rowie oczywistości. Wyjeżdżamy z promu, i tenże rowerzysta obok, droga wąska, jeden kierunek ruchu. Ale za chwilę, czemu zdziwiona nie byłam, zagaja coś o siodełku, że za wysoko,tym tonem pouczającym, rzadko bywam nieuprzejma wobec obcych mi ludzi, toteż nie odpowiedziałam nic, ale zobaczywszy na pół zarośniętą ścieżkę odbijającą w bok i chaszcze, bez namysłu w nią skręciłam. Połowę drogi po drugiej stronie Wisły stanowią lasy, tak gwoli wyjaśnienia. Jadę tą ścieżyną powoli, bo krzaki, bo pokrzywy, widać że mało używana dróżka. W końcu stanęłam bo tylko pokrzywy i pokrzywy wszędzie, zawróciłam w inną ścieżkę, tam blokował drogę strumyk płytki wprawdzie ,ale żadnej drogi dalej nie widziałam, wróciłam kawałek i w inną drogę się pakuję, tam z kolei drzewa powalone, przenoszę rower raz i drugi. Cóż po dwóch godzinach bezproduktywnego szlajania się po krzakach, wróciłam ja i rower obwieszeni gałązkami listkami ,pnączem jakowymś do punktu wyjścia czyli drogi z promu, zgrzytałabym zębami, ale, że trawkę w zębach miałam...W końcu dotarłam do czarnego szlaku i wiedziałam,że już więcej błądzić nie będę i parę kilometrów utwardzoną drogą leśną a potem...

 

 


 i jeszcze parę km dalej

 

 

 


 Piach, piachem popychany, pchałam ten rower z 6 km, ale miałam wrażenie, ze co najmniej 16. Jedynym urozmaiceniem były mijanki z panami na elektrykach. Kiedy było odrobinę twardziej oni mnie wyprzedzali, potem zakopywali się na amen, wtedy ja ich mijałam,wiadomo, kto jest wytrawnym piechurem, machałam im, potem znowu oni mi machali i tak ze cztery razy.

 A jutro moi drodzy, pierwszy raz w tym roku zanurzę się po szyję, ba po czubek głowy w jeziorku i tak się cieszę !

Miałam wprawdzie pisać o czymś innym, ale te bebzony zaburzyły mi piękno krajobrazu ;)

 

 

7 komentarzy:

  1. dziewczyno ale masz samozaparcie, przede wszystkim podziwiam, że pedłujesz sama! w chaszczach? ja sie poddałam z rowerem. już mi sie nie chce pedałować chaszczami...przede wszystkim nie mam teraz siły przygotować rowera, po całym dniu obrabiania ogrodu, wyrywania, przesadzania, podlewania, przestawiania i ogaru domu ;-)
    a nie za wcześnie aby na te jeziorne kąpiele??

    OdpowiedzUsuń
  2. Woda cudna była, orzeźwiająca, wcale nie zimna, żaden włosek na ramieniu mi nie stanął, a po kąpieli w Bałtyku kiedy bądź zawsze gęsią skórkę mam. A co do chaszczy, lubię przygody i zresztą ktoś mi kiedyś powiedział, że ja całkiem normalna nie jestem, czemu zgodnie przytaknęłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do bałtyku wsadzę stopę, nooo może do kolanek i tyle. obrzydliwe zimno.

      Usuń
  3. Proszę ja Ciebie, nie "obrzydliwiaj" baltyku, mnie się np. średnio podobał Adriatyk w Chorwacji, normalnie ciepła zupa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciechocinek, Ciechocinek, o jaaa...!

    OdpowiedzUsuń
  5. Frau, Ty zamiast w Gdyni, siedziałabyś pewnie przy tężniach wodząc rozanielonym wzrokiem za tłumem emerytów ;)

    OdpowiedzUsuń

Spryciarz

  Maciuś I, czasami daleko jeszcze od domu jestem, a tu nieoczekiwanie, biała kula, z trzęsącym się na kuprze sadełkiem leci do mnie wte pęd...