Wstajesz rano, wodząc niewidzącymi oczyma w poszukiwaniu kapciochów, nie ma, pewnie poszły załatwiać swoje sprawy, uznajesz, że nie będziesz ich szukać bo a. musisz szybko do toalety, b. kota trzeba natychmiast nakarmić, c. kawy potrzebujesz, kawy, inaczej opuszczą cię wszelkie funkcje życiowe. Idziesz więc gołymi stopami po dywanie, grubym, miękkim, coś ci nagle chrupie pod stopą, nie zwracasz uwagi, przy następnym kroku znowu ten nieprzyjemny odgłos i coś ostrego czujesz pod stopą. Przytomniejesz w momencie, łapiąc za okulary. Fakt trzy dni temu odkurzałas, powinnaś codziennie, bo sierść zwierzaka pączkuje, bo żwirek złośliwe kocisko roznosi, ale aż takiego syfu nie masz przecież, żeby po czymś deptać. Patrzysz na dywan i widzisz owada, zdecydowanie martwego, a teraz jeszcze na płask rozdeptanego przez twoje gołe stopy, rodzaj chrząszcza, tzrmiela, na pewno miał skrzydła, rozglądasz się i obok też jakieś stworzenie leży zmaltretowane. W przedpokoju, w malowniczych kocich rzygowinach dwa następne brr. niedobrze, jesteś obudzona na 100 % ,bez udziału kofeiny.
Spię przy otwartym balkonie i oglądam tv nocą, kot w akcji i stąd takie poranne atrakcje.
Pozbyłam się czarnej wątpliwej ozdoby na szyi. Jakoś tak wszystko potoczyło się bezproblemowo. W dzień wizyty obawiałam się trochę o timing, jechałam najwcześniejszym pociągiem, drogę z dworca do kliniki, pieszo, aplikacja prorokowała mi na całą godzinę, a przecież gdy idziesz pierwszy raz można żle skręcić, a na pewno trzeba często patrzeć się w komórkę i wychodziło mi, że dojdę pół godziny przed końcem przyjmowania wizyt. Mogłabym wziąć rower ze sobą, ale do tego miasta jeżdża stare składy, wąskie schodki wysoko, upieprzę się i spocę, tarmosząc rower do pociągu,potem taka nieświeża do lekarza, nie. Był jeszcze jakiś autobus, ale ja papierowa ciągle jestem, u siebie wiem gdzie za biletem, wszak kioski poznikały z krajobrazów. Wysiadłam tedy z pociągu, podeszłam do przystanku i pytam się babki, czy dojadę stąd do kliniki. Obca kobieta, bezmiar życzliwości, pdeszła ze mną do biletomatu, bo był, kupiła mi bilety, ba chciała za nie zapłacić, a potem mówiąc ,że chociaż w sumie nie na ten autobus czeka, pojedzie ze mną. Pojechała, pokazała bramę i wtedy dopiero zniknęła. Kolejka była i owszem, ale szło całkiem sprawnie. Lekarz oglądał to znamie, swiecił i oglądał, potem wyjmuje jakieś urządzenie i mówi, może odrobinę boleć. Przepraszam, ale co pan będzie robić, a nie chce pani usunąc ? Oczy zrobiłam, już, teraz ? Wszystko trwało niespełna 10 minut, a kiedy z rozpędu pożaliłam się na dręczący mnie ciągle łupież, dostałam całą torebkę próbek, które okazały się skuteczne w przeciwieństwie do wszystkich nizorali, pirolamów i kilku innych. W każdym razie wróciłam do domu nadspodziewanie szybko i lekko oszołomiona.
Pachnie akcjami, słodki zapach mam wrażenie towarzyszy mi w każdej jezdzie na rowerze. Dla drobiazgowych, tak wiem ,ze to robinia i gatunek ekspansywny, jednak lubię te drzewa i już.
A i J., moi znajomi z rajdu czekają w tej chwili na prom w Gdyni, jadą do Szwecji, teoretycznie też mogłam, ale kasa misiu, zazdroszczę i zaraz się pocieszam. Nasze lasy, łąki, wioski, zachwycają, i jedziesz ile chcesz, kiedy chcesz i gdzie chcesz, nie marudz kobieto, ciesz się tym co ci dane.