zimą najbardziej lubi tarzać się w śniegu, obawiam się niestety, że to już ostatnia taka przyjemność w tym sezonie. Bardzo natomiast nie lubi być fotografowany o ile nie masz w ręku pachnącego argumentu. Ja ostatnio nie miałam.
Tu wzięty z zaskoczenia.tu już wyraża swoją dezaprobatę.
Tu ją dobitniej podkreśla.Pocałuj mnie w ogon.
Coraz bardziej przyzwyczajam się do bycia na emeryturze, niepracowanie wydawało mi się do tej pory rzeczą co najmniej niestosowną, dziwną, niedopasowaną. Czytam, oglądam, słucham, spaceruję, gdyby pominąć kwestie finansowe to nieomal bajka, nie życie. Z okazji posiadania wolego czasu, w zadziwiającej ilości zaczęłam zastanawiać się nad różnymi rzeczami. Min. np. nad swoimi bólami głowy. Miewam je od niepamiętnych czasów. Początkowo biegałam po różnego rodzaju lekarzach, nikt nie umiał mi pomóc, rodzinny przepisywał tabsy więc z biegiem czasu uznałam to za jedną ze swoich szczególnych cech i tyle. Od dłuższego czasu wiedziałam, że póznym popołudniem nie wolno mi jeść owoców i warzyw, bo to od razu one to one (ból gwarantowany). Całkiem niedawno odkryłam, że zapychanie się słodyczami pózniejszą porą, jeżeli nawet nie powoduje natychmiastowej reakcji , to zdecydowanie wpływa na jakość snu. A zapychałam się nimi, bo wstając nieomal w nocy, wieczorem poziom energii miałam na minimalnym poziomie, więc tą drogą probowałam ją sobie dodać. Moja kolacja to całe życie chleb i tu zgroza, kiedy nie jem chleba, nawet suchego bez żadnego smarowidła, sprawdzone eksperymentalnie. Lepiej śpię, ból głowy owszem czasami przypomina o sobie, ale to rzadko bywają młoty pneumatyczne. I tak to czasami, kiedy silna wola zwycięża i nic nie jem wieczorem, co niestety nie jest regułą, przesypiam całe noce. Ta sytuacja nie podoba się bardzo mojemu kotu. Obsługa kiedyś wstawała o trzeciej i karmiła ,a teraz co ? Parę razy zastanawiałam się nad zadrapaniami na swoim czole. Sporymi i bolesnymi, przecież nie szlajam się po krzakach, nie pracuję na działce. Uznałam ,ze gdzieś się parę razy walnęłam, nie zapamiętując tego, kiedy czytam, jedną nogą bujam w innej rzeczywistości. Patrzyłam na te strupy i patrzyłam. Któregoś ranka, kiedy się już prawie budziłam, poczułam pazury ciągnące mnie najpierw za włosy, a potem zjeżdżające z tymi włosami na czoło, ostre szpony rozcinające bolesnie skórę. Eureka i ulga, bałam się, a nuż lunatykuję ? Spacery w pobliskim lesie wyciszają mnie i relaksują, o korzyściach ściśle zdrowotnych nie wspomnę. Ale ostatnio w moim lesie sporo się zmieniło. W dzień powszedni, całe zastępy kijkowców, gdzie by się człowiek nie obrócił, tam zacięte miny i stukot. Najgorzej jednak w soboty. Organizowane są parkruny. Wydawałoby się, że ludzie ceniący aktywność fizyczną, są w stanie dojść do miejsca zbiórki z oddalonego o dwieście metrów wielkiego parkingu. Ha. Zabawne wyobrażenie. Samochody obstawiają każdą leśną drózkę będącą w pobliżu. Część ludzi siedzi w tych samochodach, grzeje się, czyli silnik na chodzie, inni głośno słuchają muzyki, wszędzie śmieci. Spiew ptaków, szum drzew, mogę sobie puścić ew. w słuchawkach. Jako, że wczorajsza zorganizowana wycieczka prowadziła przez miasto, wykorzystując fakt ,ze miasto uruchomiło nową linię podmiejską, kończącą się w lasach, których prawie nie znam, uznałam, żę wycieczkuję indywidualnie. Po godzinie jazdy niedogrzanym autobusem moja chęć pałętania się po dziczy, ten las, przechodzi potem w puszczę, ewidentnie zmalała i wysiadłam parę przystanków wcześniej, skąd mogłam ruszyć czerwonym szlakiem, który kiedyś pokonywałam z grupą. Wyszło słoneczko, zaczęłam się rozgrzewać idąc szybkim krokiem, w autobusie zamarzałam, patrzę grupa wycieczkowa, obca grupa, głośna. Przyśpieszyłam, po paru rozwidleniach było jasne, że grupa idzie tymże szlakiem, więc szukając spokoju zeszłam ze szlaku i wtedy dopiero poczułam się usatysfakcjonowana. Szłam sobie, nie bardzo wiedząc gdzie idę. Po iluś tam km. stojąc na skraju urwiska zobaczyłam, że daleko, daleko coś się niebieści. Poczułam ulgę, bo jak Wisła, to chociaż będę wiedziała jak wrócić. Ostatecznie widziany widok nie okazał się Wisłą, aczkolwiek azymut mniej więcej się zgadzał. Trafiłam na bajorka, albo stawy, kiedy mogłam je obejść, obchodziłam, czasami musiałam delikatnie po lodzie, od razu tak gorąco mi się zrobiło, że zaczęłam się rozpinać i zdejmować co tylko mogłam. Z lasu przez pola
potem bajorkaSlady bytowaniaWreszcie i Wisła
takie oto przypominajki, godne uwiecznienia.
Cały dzień był piękny, ale szczerze mówiąc nóg pod koniec nie czułam, ew,czułam za bardzo.
Na razie die zachwycam piesem no piękny jest.
OdpowiedzUsuńU Ciebie takie widoki, że ach, u mnie za oknem ech...
OdpowiedzUsuń