poniedziałek, 6 stycznia 2025

Planowałam

iść dzisiaj na długi spacer, ale kiedy o poranku wyszłam na balkon w celu dosypania fruwającym słonecznika i nogi nieoczekiwanie zaczęły mi się rozjeżdżać samowolnie w dwie różne strony uznałam, że odstąpię od zamiaru,bo cóż to za zabawa kiedy idziesz i nie jesteś pewna, czy za chwilę nie gwizdniesz się, bo podłoże niby czarne ale jakby nie do końca.                                                                                         W sobotę jak zwykle wycieczka, śnieg, pierwszy raz tyle dookoła i słońce, tylko iść i  iść.  Piknie było.     


Kiedy córa pojawia się w domu, przywozi ze sobą całą torbę kosmetyków, w Polsce dokupuje następne, część "starych" zostawiając w niejakim nieporządku, więc wkraczam do jej królestwa, aczkolwiek trudno nazwać mnie pedantką, z takim rozgardiaszem na wierzchu żle się czuję. Przy okazji porządkowania czasami trudno się oprzeć pięknym, kolorowym opakowaniom i probuję tego i owego, jednak na próbach tylko się kończy. Nie maluję się, nigdy nie malowałam. Oczy, jakichkolwiek kosmetyków bym nie użyła, po pomalowaniu parę godzin pózniej zawsze wyglądają tak samo, czerwone, spuchnięte, zapłakane, nawet najpiękniejszy cień nie wygląda wtedy dobrze. Usta, przetestowałam wiele szminek i błyszczyków, od najtańszych po kilka stów w cenie i cóż, kilka dni używania choćby tylko kredki i błyszczyka, robi mi się syf na ustach w postaci opryszczki. Podkłady, zawsze mam parę róznych na półce w nadziei, że ten właśnie będzie dla mnie odpowiedni,beznadzieja. Krem przez wiele lat pasował mi tylko jeden z Yves Rocher, ale kiedy go wycofano, jego następca nie był już dla mnie  łaskawy,  w tej jednak dziedzinie  odkryłam, że polska Bielenda położona na twarz nie czyni mi krzywdy. I tak, zazdroszczę tym, którzy umiejętnie umieją podkreślić swoje atuty, tuszując przy okazji wady, dla mnie to zupełnie obca umiejętność. 

Nie poszłam ostatnio do biblioteki z całych sił opierając sie pokusie. Kiedy długo siedzę z nosem w książkach, nie ma mnie dla świata, ale i świat mógłby nie istnieć dla mnie. Dryfowanie po świecie fantazji i wyobrazni dobre może być jako odskocznia od codzienności, chwilowy przerywnik, ale na dłuższą metę, przeżywanie tylko czyichś przeżyć, wzruszanie się tylko czyimiś uczuciami prowadzi do odrealnienia i pogłębia trudność w odnalezieniu się w codziennym życiu i kontaktach międzyludzkich. Zdając sobie z tego sprawę zmuszam się przecież do wychodzenia ze skorupy, np. wędrując z ludzmi, chociaż równie dobrze mogłabym robić to sama. Zbieram też okruchy życzliwości od innych czasami zupełnie obcych mi osób. Dziękuję Ci za to Teatru, i Tobie Kasiu, i kilku innym nickom , które czytuję w czeluściach internetu.

3 komentarze:

  1. wszystkiego dobrego w nowym roku :-) oby tak dalej z tym wędrowaniem i jazdą na dwukółku. albo dwókółku ? sama nie wiem. i zastanawiam sie tez czy gorzej jest chodzić czy jeździć w taką ślizgawice. obie funkcje ryzykowne.
    ach z ogromną radością ciebie czytam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. I Tobie najlepszego; wymyślaj, wyjeżdżaj i twórz!.
    Moja frajda jest większa:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Teee! A gdzie mój komentarz?!

    OdpowiedzUsuń

"Gdybyś innym ptakiem był"

Moje stare kości czują wczorajszy wypad rowerowy. Ok. 70 km. i aż tak, żeby mnie wszystko bolało, żarty doprawdy jakieś. Na wycieczce piesze...