O części pierwszej myślę, występuje tam dziecko, delikatnie mówiąc słusznych gabarytów, którego ni stąd ni zowąd zaczął przypominać najmłodszy wnuk. W ciągu ostatniego roku zrobił się normalnie gruby. Nie wiem skąd ta waga, bo córa to chucherko, nie waży nawet 50 kg., zresztą cała reszta rodziny z jednej jak i z drugiej strony nie ma problemów z wagą a tu masz. Moje relacje z najstarszą córą są delikatnej natury, mamy odmienne podejście nieomal do wszystkiego, ale największe spięcia dotyczyły dzieci, wyciągałam je przy jakiejś okazji i tu i tam, wracały brudne, zziajane i mocno spóznione na umówioną godzinę. Wiem, że aktywność fizyczna nie jest panaceum na wszystko, ale mnie kilkakrotnie dosłownie postawiła na nogi, więc przekonana jestem że dwojgu żywym chłopcom nie zaszkodzi ruch i zmęczenie. Jednakowoż prowadziło to do dużych sprzeczek więc wycofałam się, bo obrywałam nie tylko ja ale i dzieciaki. Więc jest jak jest, a dzieciaki praktycznie nie wychodzące, niemal jak mój kot. Ostatnio córa jednak zauważyła problem i zgodziła się żeby kiedy mam czas zabierała je nad jezioro np. Starszy miał inne plany, więc pojechałam tylko z małym i zatęskniłam za samochodem okrutnie. Dwa razy tramwajem, potem napakowanym autobusem, sama podróż to już za dużo, a potem na plaży, jak tylko z wody wychodził, łapał za komórkę i cały czas walczyłam z nim, żeby pobiegał, pograł,moja książka nie ruszana leżała. Drugoklasista, ma już drugi aparat komórkowy, ale nie ma roweru. Kupiłabym mimo swojej mizerii finansowej, oczywiście używany, ale ja już kiedyś sprezentowałam fajny rower starszemu, tylko sprzęt jakoś szybko zniknął, ptaszki ćwierkały, że zięć go sprzedał. Może gdybym miała miejsce trzymałabym ten rower u siebie, ale piwnica zawalona towarem, od likwidacji trzeba go trzymać 5 lat i moje dwa kółka tam ledwo wpycham, a nosić na czwarte piętro ? W każdym razie biegałam, ścigałam się, rzucałam pilką i w niedzielę masakra, byłam taka padnięta, że nie ruszyłam sie wcale z domu.
Wypad nad Jeziorakiem udany wielce, pomimo upału, nie odczuwałam go wcale, spora część trasy prowadziła nieomal nad samym brzegiem,przez lasy, a jeżeli odbijało się trochę dalej to i tak jechało się pod szpalerem drzew, aleje lipowe, szkoda, że już przekwitły. Nie kąpałam się, po prawdzie zle zadysponowałam czasem, i drugą połówkę jeziora objeżdżałam jak szalona nie zatrzymując się nawet na picie ,bo pociąg. A widoki, a zdjęcia ? Tylko na początku. Niewątpliwie wybiorę się tam jeszcze kiedyś.
no a jak jada wnuk? bo jednak dieta robi. Owszem odkąd pojawił sie komputer dobry telefon gdy dzieci jakby mniej chętne do ruchu. czemu tak daleko padło jabłko od jabłoni? pytam retorycznie bo mam matke Jadwige to wiem:-)
OdpowiedzUsuńTeoretycznie ma dietę, ale jako, że całymi dniami siedzą w domu sami to pewnie jedzą co chcą. A drugiej popatrz zaszczepiłam bakcyla, najpierw nie chcę, nie jadę, kiedy ciągnęłam na zagraniczne wakacje, a teraz w Polsce bywa sporadycznie i się rusza, w sensie siłownia i inne takie.
OdpowiedzUsuńPiękną miałaś wyprawę i na rowerze. Jezioro Jeziorak jest ogromne i przepięknie położone i wyspy są na nim. Na drugim zdjęciu widzę zejście na brzeg, stromo, wysoko, dużo tych schodów.
OdpowiedzUsuńCudnie jest mieć kondycje na te schodki i na cała wyprawę, ciesz się i korzystaj, gdybym była Toba znowu bym tam pojechała.
Dziękuję, zaiste Jeziorak jest warty wyjazdu, tylko do pociągu trzeba z rowerem a sam dworzec w Iławie mało przyjazny dla ludzi, dużo schodków, żeby zejść z peronu do tunelu i potem z tunelu znowu dużo stromych schodków żeby wydostać się z dworca, ludzie z ciężkimi bagażami mają przechlapane, w tym ja biedna rowerzystka.
OdpowiedzUsuń