chodzą po ludziach. Środa, dzień bez pracy, pojechałam więc raniutko na działkę, potem już za gorąco na wszelkie prace rolne. Po drodze uznałam, że wstąpię na cmentarz, tam żywe kwiaty posadziłam, od czasu do czasu trzeba podlac krzaczki. Jechałam naokoło, więc inną drogą niż zwykle. Trzeba przeciąć ruchliwą dwupasmówkę, oddzieloną wysepką przed następnymi pasami w przeciwną stronę. Przejście dla pieszych połączone z przejazdem dla rowerów, przed pierwszym ciągiem ulic, samochody widząc, że chcę przejechać zatrzymały się, wjeżdżam na wysepkę,i widzę, że samochody nie zwalniają na mój widok, więc łapię za hamulec ..rower nie hamuje. Przez tę sekundę, kiedy uświadomiłam sobie, że nie zdołam się zatrzymać i widok pędzących przede mną samochodów miałam deja vu. Silne uderzenie i ja lecąca bezwładnie niczym szmaciana lalka, w następnym momencie leżąca na asfalcie, próbująca wstać, nie mogłam, zaczęłam się czołgać. Najpierw cisza była, a potem krzyki słyszałam, a najgłośniej krzyczał ten który mnie potrącił, ludzie zabiłem człowieka! Słyszałam to i się dziwiłam, przecież mi nic nie jest, nawet mnie nic nie boli, zaraz wstanę, muszę tylko trochę odpocząć. Mając w oczach ten obraz, to wspomnienie, zeskoczyłam z jadącego roweru, niezręcznie, w nodze ból poczułam, bach leżę. Samochody stanęły, podniosłam się i przeprowadziłam rower. Potem się otrzepałam i pojechałam dalej. Bolało mnie tu i tam, ale uznałam, że skoro jechać mogę, jest dobrze. Na działce wg planu zrobiłam pomidorom miksturę z aspiryny. No cóż pomidory to moja porażka krzaki wyższe ode mnie i taka tam gęstwina, że nie wiem czy cokolwiek dojrzeje. Uznałam wcześniej, że skoro tyle lat na balkonie pomidory z ziarenka hoduję to wszystko wiem, ignorancja ze mnie wychodzi każdą dziurą z buta. Wróciłam do domu, wyszłam z psem, mama jeszcze w szpitalu, i już wtedy zaczęłam kuleć, ból w nodze narastał. Po powrocie ze spaceru, uznałam, że zrobię małe zakupy ale bolało coraz mocniej i szłam dziwnym krokiem boczno kulejącym, uznałam, że jednak bez względu na niedobory w lodówce lepiej mi iść do siebie do domu i poszłam coraz wolniej, coraz dziwniej się czując, stawałam przy drzewach odpoczywając, doszłam do klatki i.. ocknęłam się na posadzce. Kiedy dochodziłam do siebie, jednocześnie usiłując wstać, drzwi wejściowe się otworzyły i nade mną dały kroka nogi człowieka z ekipy remontującej jedno z sąsiedzkich mieszkań, że z ekipy to wiem, bo buty ochlapane były farbą albo inną białą substancją. Przeszedł nade mną(!!!) i poszedł dalej, a ja jako że kiedy próbowałam wstać znowu słabo mi się robiło, drogę na czwarte piętro pokonałam a to na kolanach, a to na pośladkach, z dużymi przerwami na odpoczynek. Wczoraj calutki dzień przesiedziałam w domu podpierając się przy wizytach np. w toalecie dużym parasolem. Dzisiaj nic mi prawie nie dolega i z tej okazji zakupiłam bilety na pociąg do Iławy, jak mam ginąć niech to będzie w ładnych okolicznościach przyrody.
piątek, 28 czerwca 2024
Wypadki
niedziela, 23 czerwca 2024
Cykl uświadamiający
kontynuować będę, bowiem o ptaszkach było ostatnio, a dzisiaj nad tematem kwiatków się pochylę, ale z żartów schodząc na twardszy grunt; mój ciężki znój i porażki, mam wrażenie nieustanne, na działce. Wczoraj nawet nie pojechałam, jako że ciepło i padało, wyobraziłam sobie,że ślimory lambadę tańczą wśród grządek i dożerają, to czego nie wykończyły wcześniej. Ekologiczna chciałam być, broń bosze żadnej chemii, więc skorupki od jajek, fusy od kawy, mączka bazaltowa, drobne kamyki i jeszcze parę rzeczy o których nie wspomnę, i co? Wielkie g.., a nadmienię jeszcze, że wszędzie powtykałam czosnek i dymki, które też ponoć odstraszają, pewnie coś odstraszają ale nie szkodniki. Faktem jest, ze mam kawał zagonu, zarośniętego wszelkim chwastem, wcześniej pięknie skopanego, na którym miały się pysznić dalie i cynie, dalie zostały może dwie, sadziłam kilkanaście, a z cynii nie został nawet ślad, w przyszłym roku zamierzam chemię na kilogramy kupować. Oczywiście, że są kawałki miłe dla oka.
Ogórków mam mrowie, zasadziłam je wraz z pierwszymi pomidorami, pamiętacie pomidory zmarzły, ogórasom nic nie było i teraz co zaglądam, to mały woreczek zbieram, a że ja mało perfekcyjna pani domu jestem i uznaję je tylko w mizerii, to wciskam je wszystkim dookoła. Ubiegły rok spędziłam nieomal na przekopywaniu i odchwaszczaniu, najwięcej było jak to ją zwą: nawłoć kanadyjska, miałam tego żółtego dobrodziejstwa całe pole i wyrywałam małpę zawzięcie i z nienawiścią w oczach bo na jedną wyrwaną pokazywały się trzy nowe. W tym roku powschodziły nowe chwasty w tym jedna, jedniusieńka pokrzywa, którą zamierzam przesadzić, bo teraz koło hortensji zapragnęła się pokazać. Z chwastów, które ocaliłam został dziki groszek, w ubiegłym roku też z nim walczyłam, ale kiedy zaczął kwitnąć, uznałam, że piękny jest i teraz się rozsiewa wszędzie. Z grochem, koło ogrodzenia konkuruje mięta, lubię ją, listki zielone, pokryte jakby zamszem, rozcierać w palcach i czuć przy każdym ruchu intensywny miętowy zapach i całe to towarzystwo wraz ze wspomnieniem piwonii zasłania po długości brzydką, rdzewiejącą siatkę.
Z rzeczy najistotniejszych, mama już po operacji i co najważniejsze w zupełnie niezłej kondycji. Bałam się, bo po tej wcześniejszej taka splątana była i długo dochodziła do siebie zarówno fizycznie jak i psychicznie. Byłam dzisiaj na pierwszych odwiedzinach i wywiozłam ją na wózku w okolice szpitala. Szpital jest nieomal w lesie i z bardzo zadbaną zielenią dookoła. Prowadziłam ją wśród róż i hortensji. Wczoraj pojechała tam, szpital jest w sąsiednim mieście, siostra z Barim, Bari na widok mamy tak zaczął skomleć i cieszyć się, że nieomal ją przewrócił. Bari to kierda uparta, na spacerze muszę go czasami wprost błagać, podsuwać smakołyki pod nos, żeby dwa kroki zrobił, a do pociągu to hyc. Lubi podróżować, pociąg, autobus, samochód,wszędzie się dobrze czuje, boi się tylko morza, odrobinę, bo każda inna woda jest jego. A jutro znowu poniedziałek eh..
piątek, 14 czerwca 2024
Gościu
spadaj, mówię do pana sikorka, który siedzi na bambusowej drabince wokół której wije się czarnooka zuzanna. Sikorek w żółtym tużurku, słusznych rozmiarów i że śmiesznie rozwichrzonym czubem przygląda mi się nie reagując, a ja stoję w drzwiach do balkonu i powtarzam spadaj, muszę podlać kwiaty. Wiem, obiecywałam sobie latem nie karmić ptaków, kiedy obsadzałam skrzynki balkonowe, no ale do wody je przyzwyczaiłam, więc o wodę muszę dbać, a kiedy zobaczyłam raz drugi i trzeci jak skaczą po podłodze wydłubując z zakamarków zapomniane ziarnka słonecznika i zachowanie Kevina, który czasami tak wygląda jakby do jutra miał nie dożyć, a na ten widok budzi się w nim przyczajony tygrys to uznałam, jako że drzwi na balkon często otwarte, nawet jak nie ma mnie w domu, bezpieczniej będzie sypnąć im do karmnika, wysoko i daleko od kocich pazurów. Urzędują dwie, trzy takie malutkie, pewnie samiczki i on pan kierownik, bywa że przelatują obok głowy tak blisko, ,ze mam wrażenie, że na czubku tejże zrobią mi lądowisko.
Dostałam parę pozdrowień na whatsappie z obcego mi numeru telefonu +1(727) 625.... i się przestraszyłam, że to mój stalker, który od paru lat już milczy przypomniał sobie o mnie. Nie wiem dlaczego,takie skrzywienie mam, ale kiedy się coś dzieje od razu rozwijam najgorszy dla siebie scenariusz. I zaczęłam lamencić po co ja tego bloga piszę..Ostatnio, kiedy miałam z nim do czynienia tworzył fałszywe tożsamości, potem pomyślałam kobieto uspokój się, mało prawdopodobne, żeby dotarł do bloga raz. Po drugie te wiadomości to prędzej sprawka twojej już nie przyjaciółki, ale przypuszczalnie to wędka, gdybym odpowiedziała dostałabym wiadomość ja potrzebować pomoc, ty dostać w zamian duza pieniedza. Curiosity killed a cat. Proste ignorować i już. Pana poznałam na Sympatii, zaimponował mi, biznesmen z USA, podróżnik, oczytany bardzo, można z nim było o wszystkim porozmawiać i ten głos, głęboki ciepły. Jednakże nie spodobało mu się kiedy w pewnym momencie uznałam, że nadeszła pora zakończenia znajomości. Jako że moje podróże z braku i czasu i finansów ograniczały się do Europy a głodna byłam czegoś więcej należałam wówczas do społeczności couchsurfingowców, warmshowersów i czego tam jeszcze. Różnych ludzi witałam i słuchałam ich opowiadań czasami rozumiejąc co drugie słowo,czasami wcale,ale to zawsze fascynująca przygoda była. Kiedyś ktoś mnie poprosił, żebym go odebrała o północy z dworca, nie była to dla mnie niezwykła sytuacja, raz czekałam na fina o drugiej w nocy pod kosciołem, gdzie zajechał wielkim motorem i to był jeden z najmilszych moich gości, koleżanka ostrzegała; zgwałcą cię albo zabiją, ale ja się jakoś nie bałam. Czekałam na tym dworcu, nikt się nie pojawił, nie przysłał żadnego info, potem podobna sytuacja i następna. Usiadłam w końcu, sprawdziłam profile, okazało się że utworzone zostały parę godzin wcześniej, dziwne wiadomości na sympatii i na innych forach. Doszło do tego że każdą nową osobę, która pukała do mnie w sieci, sprawdzałam , podejrzewałam, uznałam w końcu, że w paranoję wpadam. Pierwszą skasowałam sympatię, potem po kolei wszystkie inne fora, zamknęłam też fejsa. Kiedy już nie było do mnie kontaktu, zlikwidowałam też telefon stacjonarny, głuche, nocne telefony to była powszedniość, skrzynkę pocztową zaczął zalewać mi spam porno,przez wiele, wiele miesięcy, ohydztwa obrzydliwe. Kiedy znajomy ostatnio zaproponował, że prześle mi coś na facebooku , nie da rady, bo nie mam, spojrzał na mnie dziwnie, nie masz facebooka to znaczy, że cię nie ma. Dokładnie nie ma mnie :)
sobota, 1 czerwca 2024
Bata
kiedy nie ma nade mną, ani innych powinności, robię się rozlazła niczym sparciała guma w gaciach. Tyle dni wolnego, a ja zamiast wsiąść do pociągu, jak planowałam to łażę i wczuwam się: pobolewanie łydki to na pewno zakrzep, pieczenie w piersi to zawał, a ból głowy oznacza guz mózgu. Niewątpliwie latanie z mamą po szpitalach ma wpływ na mój tok myślenia, do tego ci współkolejkowicze, jedna z pań z detalami podzieliła się ze mną historią swoich chorób ginekologicznych, nie szczędząc mi żadnego ze szczegółów. Racjonalna część moich nielicznie działających szarych komórek powiada mi jednak, że te dziwne dolegliwości biorą się z nadmiaru wody, sporo pływam ostatnio i nieużywane od 10 miesięcy mięśnie przypominają o swoim istnieniu.
Jeziorko nad którym byłam ostatnio, dzika plaża, nie najpiękniejsza może, ale nikogutko nie było, pływałam tak długo aż mi palce zdrętwiały co zmusiło mnie w końcu do wyjścia. Siedziałam na ręczniku, nagrzewając się w słońcu, kiedy dwóch panów zaczęło sprzęt nosić, nurkowie zapewne bo butle tachali. Rozłożyli się tuż obok mnie, a plaża przecież duża i pusta. Przypomniałam sobie zaraz pobyt na Costa del Sol. Szłyśmy rano z córką nad morze i wybierałyśmy miejsce, gdzie nikogo nie było, pół godziny starczyło, żebyśmy otoczone były przez rodziny, chociaż kilkadziesiąt metrów dalej plaża dalej pusta, ludzie lubią siedzieć w kupie. Zresztą wolałam takie towarzystwo, niż np panów na kocyku w kapelusiku, jawnie sie na nas gapiących. Byłam przekonana, że to kieszonkowcy, złodziejaszki czyhający na okazję. Klucz do pokoju w cyckonoszu nosiłam i wraz z nim się kąpałam z obawy przed zagrożeniem.
Mam teraz ciężki okres powinności rodzinnych, począwszy od Dnia Matki, Dnia Dziecka, urodziny, urodzinki i ja wciśnięta za stół z kremiastymi tortami na talerzykach, ech...
"Gdybyś innym ptakiem był"
Moje stare kości czują wczorajszy wypad rowerowy. Ok. 70 km. i aż tak, żeby mnie wszystko bolało, żarty doprawdy jakieś. Na wycieczce piesze...

-
siwych włosów, nie maluję się, nie przybieram zachęcających póz, a jednak jeden z moich współtowarzyszy w wędrówkach, wygląda na to, zapałał...
-
Maciuś I, czasami daleko jeszcze od domu jestem, a tu nieoczekiwanie, biała kula, z trzęsącym się na kuprze sadełkiem leci do mnie wte pęd...
-
mną i nie chce odpuścić. Nie czytam, nie oglądam, leżę i śpię na ogół. Czasami obserwuję sikorki, mam też większego fruwającego gościa, nied...