Jaka tam kózka, nawet nie koza, kozlica ? Stara groopa. Wczorajszą wędrówkę odpuściłam. Jej zakres nie był szczególnie interesujący, po drugie jeden z prowadzących bywa dziwny. Niby żartuje, ale gdzieś tam szpileczki i złośliwości wbija a ja nie robię niczego czego inni nie robili, szybciej czasem chodzę, czasem się urywam, odmeldowawszy się wcześniej oczywiście. A zapisała mnie na rajd wrześniowy i zapłaciła od razu. Miałam jej przecież powiedzieć, że nie jadę i odkładałam to na jakiś odpowiedni moment. Jedna z moich "zalet". Rzeczy w jakiś sposób trudne, niemiłe, kłopotliwe odkładam, pomimo świadomości, że nie powinnam. W nadziei że same z siebie się rozwiążą, co się nigdy nie dzieje. Gdybym stawiala czoła wyzwaniom, zapewne moje małżeństwo zakonczyłoby się wcześniej, potem nie wpadłabym w takie długi. Wstępnie wygląda na to że na rajd pojadę i dobrze, trochę radości się każdemu należy. Pojechałam zatem na rower, planując objechac jezioro, nad którym rzadko bywam. Dojechałam do pierwszej z plaż i jeb w wielki kamień. Podniosłam się oceniając ,że ze mną chyba ok, ale rower zdecydowanie nie był ok, koło nie chciało się kręcić. Czyli nawet prowadzenie roweru odpadało.Znajomy, który wcześniej kiedyś pomagał mi przy rowerze, był na wędrówce, zupełnie nie ta strona świata, Dzwonię do szwagra, czy w domu jest. Właśnie wychodzą z Barim, Bari na jego problemy ze stawami ma zalecone pływanie. Mieli jechać gdzie indziej, ale przyjadą. !0 km ode mnie do miasta z przystankiem kolejowym. Umowiliśmy się, oni od dworca idą w moją stronę, ja idę na przeciwko. Poinstruowana zostałam co powinnam zrobić, żeby koło mogło się kręcić.Próbowałam majstrować bezskutecznie, przyjrzałam się w końcu z desperacją stojącym nieopodal rowerom i wybrałam jeden, który jak oceniłam miał torbę z narzędziami. Kiedy właściciel się w końcu pojawił, poprosiłam o pomoc. Męska ręka poczarowała i okazało się ,że mogę nawet wsiąśc i jechać, powolutku, ale do przodu i do pociągu. Potem dotarło do mnie że jednak poobijana jestem i posiniaczona, ale najgorzej z ręką. W tej chwili za bardzo nie mogę nią ruszać i spuchła. Piszę lewą, jednym palcem, czyli dlugiego pisania nie bedzie bo to meczace dość. Spotkanie z kamlotem dziwne było, zastanawiałam się czy to nie podświadomość, szykują się kłopoty, nie moje ,ale możliwe, że mi przyjdzie płacić za czyjeś błędy, jadąc myślałam ,ze gdybym samochodem rąbnęła z całej siły w ten wielki kamlot miałabym święty spokój od wszystkich dramatów świata i chwilę potem leżałam, niestety nie ta prędkość, nie ta masa :)
niedziela, 27 lipca 2025
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Żeby kózka....
Jaka tam kózka, nawet nie koza, kozlica ? Stara groopa. Wczorajszą wędrówkę odpuściłam. Jej zakres nie był szczególnie interesujący, po drug...
-
Oglądałam wczoraj przed zasnięciem pierwszy odcinek serialu na Netfixie: Przełom. Obrazowo pokazano tam jak nie wiadomo kto małym nożykiem...
-
mną i nie chce odpuścić. Nie czytam, nie oglądam, leżę i śpię na ogół. Czasami obserwuję sikorki, mam też większego fruwającego gościa, nied...
-
do przestępstwa, do normalnej kradzieży, w sensie plan teraz układam a potem zostanie mi go tylko wdrożyć. Pokazywałam kiedyś zdjęcie łąki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz