sobota, 28 grudnia 2024

I po

świętach, uff ulgę czuję, doprawdy, wolę zwykłe, szare dni. Wigilia o dziwo przebiegła spokojnie, nawet chłopaki nie marudziły i były przedziwnie cisi podejrzewam, że w tle wisiała grozba braku prezentów. Wcześniej jednak zapowiadało się średnio, młodsza miała trzy wilie do obskoczenia, więc chciała, aby w domu było nieco wcześniej, dzwonię do starszej z informacją o zmianie godziny i w odpowiedzi słyszę ,ze co ? że gwiazda przyjechała i już rządzi. Że ona musiałaby wtedy wstać przed 12. Chciałam powiedzieć ogarnij się, ale córa rzeczywiście okropny okres  ma za sobą i nie wiem czy to uciekanie w sen to nie objaw depresji, a jeżeli tak jest, to z lektury pewnego bloga wiem, że podobne gadanie jest bezcelowe i bezsensowne. Toteż najbardziej pogodnym głosem, na jaki mogłam się zdobyć, mówię, że ok. jeżeli jej to nie pasuje, może być godzinę pózniej, tylko wtedy nie posiedzą z siostrą. Było miło, spokojnie i nawet nikt nie narzekał na jedzenie (!) Jedynym incydentem była uwaga zięcia, że kot coś w kuchni rozrabia. Kevin w domu toleruje tylko mnie i młodszą, kiedy pojawia się ktoś inny dostaje biegunki, wymiotuje. Chcąc wszystkim oszczędzić efektów wizualnych i zapachowych zaaplikowałam mu dietę, jedzenie dostał  wczesnym rankiem a potem planowałam nakarmić go po wyjściu gości. Talerze wyniesione do kuchni, siedzieliśmy przy cieście i prezentach, a wtedy kocur hyc do półmiska z rybami i rozwłóczył je po całej podłodze. Tak że w pewnym momencie zrobiłam kapciem ślizg po kawałkach ryby na kafelkach. Lekki półszpagat i wyszłam cało, nie licząc zbitego talerza.

Wygląda na to, że mam na koncie jeden dobry uczynek. Kiedy kupiłam działkę, poznałam tam fajną, życzliwą sąsiadkę, nie miałam prądu, robiła mi kawę, dzieliła się różnymi roślinami, częstowała owocami. Nienachalna, nie wścibska. Kiedyś w rozmowie o zdjęciach, powiedziała z żalem, że ma stary telefon, który ew. tylko esemesy , żadnych zdjęć, ,ze i owszem ma smartfona, ale nie umie go nawet włączyć. Chodząc na swoje zajęcia dowiedziałam się o innym miejscu, prowadzonym dla zupełnie początkujących, pomyslałam o W, dzwonię do niej. W. nie, bo ona zupełnie ciemna, będą się z niej śmiać , nigdy się nie odważy. Okazało się,że jeden z wolontariuszy prowadzi również zajęcia indywidualne, zarezerwowałam jej lekcję w ciemno. Idz, spróbuj, tracisz jedną godzinę, nic więcej, gadałam i gadałam. Zgodziła się, głównie z tego powodu, żeby nie robić mi przykrości. Na święta dostałam od niej mmsa ,wiadomości na whatsapie, rózne zdjęcia, z ciągłymi podziękowaniami, co już przyznam jest nieco krępujące, aczkolwiek się cieszę, że komuś jest nieco lepiej.

Post zaczęłam pisać dwa dni temu, kiedy wieczorem  siedziałam przy lapku weszła do domu córka cała zapłakana. Co się stało? pytam, Maciuś, Maciuuś ,mówi przez łzy, leży na chodniku i się nie rusza. Ktoś już tam dzwonił po pomoc. Rzecz jasna zostawiłam pisanie, jednak kiedy się ogarnęłam i zeszłam na dół, Maćka już nie było. Uliczka przy której mieszkam ma ograniczenie do 20 km. oczywiście jakże by mogło być inaczej: buce niemyte, padalce bezmózgie, truchła patroszone jeżdżą jak chcą, sama czasami muszę chwilę czekać, żeby móc przejść na drugą stronę, chociaż teoretycznie piesi na całej długości mają pierwszeństwo. Ale kto u nas tak naprawdę przestrzega przepisów? W każdym razie Maciek zniknął. Wczoraj jednak krzątając się po domu,usłyszałam dochodzące z klatki niezidentyfikowane dzwięki, oko włożyłam do wizjera, w domu zazwyczaj nie noszę okularów, ale przecież człowieka rozpoznam i bez i co zobaczyłam? Białą plamę, Bosze Maciuś ! Wydarłam się na korytarzu, sąsiadka zaraz z szyneczką, ja gourmecik do spodeczka. Wiem że kocur przez chwilę był w schronisku, ale co i jak nie wie nikt. W każdym razie wielka radość.                                                 Klimaty mamy iście grudniowe co nie ?        


 

piątek, 20 grudnia 2024

Pytam się

 grzecznie bardzo : gdzie jest moja choinka, no gdzie ? Przewaliłam połowę mieszkania, kąty do których mogłaby się zmieścić i ciągle nic. Dla zainteresowanych, choinka zrobiona ze sklejki, pomalowana na biało, w środku kilka, kilkanaście lampek również palących się na biało, ascetyczna forma, lubię takowe, ok 80 cm. czyli żadne maleństwo i nie ma, wsiąkła na amen !. W leśniczówce byłam dzisiaj po parę zielonych gałązek, żeby pachniało i do stroika. Prościej zapewne byłoby w pobliskim lasku urwać trochę gałęzi, ale świadomie nie będę kaleczyć żadnego drzewka. A jeżeli nie znajdę zguby moja wizja wystroju pójdzie się paść w nieboskłony.  Robię wilię dla rodziny. Czas mam, nie jestem przepracowana, gorzej z funduszami. Pomyślałam, że może w ramach oszczędności sama zrobię pierogi. Wspominałam zapewne, że mierna ze mnie kucharka, patrząc na przepis uznałam,ze to nie wygląda groznie. Ciasto miało się nie kleić, kleiło, cieniutko rozwałkowanych kawałków nie mogłam oderwać od blatu, robiłam więc grubsze.W grubsze ciasto włożyć mogłam mniej farszu i gorzej się sklejały brzegi. Hm, jadalne to było i owszem, ale dla gości ? never. Zamówiłam, a sama przez parę dni jadłam co dzień, za karę chyba owe nieszczęsne pierogi. Miejsce w lodówce potrzebne.

Dziecko nadciągnęło wcześniej zupełnie niespodziewanie. Wczesnym rankiem dostałam esa, siedzi w pociągu do Berlina, w domu wyląduje póznym popołudniem. Każdy z pociągów miał opóznienie, przepadały przesiadki. Córa zjawiła się po 22 ej, zmęczona, zła, sfrustrowana. Nawet się nie przywitała, na dzień dobry dostałam zjeba, że nie zrobiłam czegoś co powinnam zrobić , o czym powinnam pomyśleć i przewidzieć. Potem, że w domu śmierdzi, i owszem gotowałam od dnia poprzedniego kapustę, to i woniało. Otworzyła okna i nagle w domu temperatura lodowcowa. Gdyby to był dzień, wyszłabym z domu, żeby się uspokoić, ale że pózno, włączyłam jakieś filmy świąteczne, z których dzisiaj nie pamiętam już nic. Dziecku na drugi dzień  przeszły wszystkie humory, ale, ale, jutro miałam nie iść na wycieczkę, jednakowoż pójdę, na odległość bardziej za nią tęsknię.                                                                                                               Porządki robię i to wcale nie świąteczne. Od jednej z byłych pracownic dostałam druk do wypełnienia dla ZUSu. Parę stron, nawet nie pamiętałam, w jakim okresie ta dziewczyna pracowała. Księgowość dawnymi czasy, prowadziła mi znajoma, której trochę zawdzięczam upadek mojej firmy. Zniknęła z horyzontu, no nic, w końcu się przełamałam i zeszłam do piwnicy. Karton na kartonie, niedokładnie poopisywane, pakowałam się w dużym pośpiechu. W końcu znalazłam to czego szukałam, blada i zakurzona. Jednak zważywszy, że trochę pracowników przewinęło się poprzez sklep, pewnie za jakiś czas znowu dostanę jakieś druki do wypełnienia. Takoż dzwignęłam jeden karton z bardzo przeterminowanymi papierami do przejrzenia, a potem do zniszczenia, w drodze na czwarte piętro karton nie utrzymał ciężaru i łups. Przez ostatnie parę dni siedzę i drę, to akurat faktury na drobne paski i jak daję słowo odciski mi się porobiły. Ma ktoś niepotrzebną niszczarkę ?

poniedziałek, 16 grudnia 2024

Gdyby

ktoś miał taki niecny zamiar, wyniósłby naszego wielkiego psa wraz z całą zawartością mieszkania. Bari nie reaguje zupełnie na listonosza, kuriera, rehabilitanta, a ostatnio kiedy mama nie zamknęła drzwi, władował się fałszywy, niewątpliwie kominiarz, wszedł sobie do kuchni ,gdzie urzędowała mama a psisko nie drgnęło  nawet, tylko mama się wystraszyła bardzo. Natomiast kiedy ja przychodzę, pies wariuje, wiadomo spacerek. Nie wychodzę z nim od razu, czekam aż rodzicielka będzie gotowa, ale to trwa, bo tabletka jeszcze, a to herbatka, a to cukierek, a klucze się zapodziały, a laska ? Nie ma laski. Pies zaczyna szczekać, a głos ma potężny, mama usiłuje uciszyć go smakołykami. Mamo nie dawaj mu nic, nagradzasz go w ten sposób, mama skruszona, więcej nie będę (na drugi dzień to samo). Pies szczeka cały czas, ja wyobrażam sobie, że gdzieś tam małe dziecko śpi, albo ktoś po nocce, lub chory, probuję zamknąć mu paszczę, on się nakręca jeszcze bardziej. A kiedy w końcu wychodzimy, pies się wali pod blokiem i już, nawet nie pójdzie siknąć, tylko na nas łypie.  Mam ochotę krzyczeć.

W sobotę wycieczka..była. Nie padało tym razem, w nocy był przymrozek, więc żadnych kałuż, ew. zamrożone i polami znowu maszerowaliśmy i znowu wiało. Tak wiało, że żadnych nieomal postojów nie robiliśmy, tylko zaplanowane obiekty i na przystanek powrotny. Okazało się,że do najbliższego odjazdu ponad półtorej godziny stania. Nie cierpię czekać, a przystanek przy drodze krajowej, gdzie ciężarówa za ciężarówą i hałas i smród. Patrzę na A, tworzymy z nią tzw. grupę ucieczkową. Np. tydzień temu, powrót był planowany na 16, ale gdy zaliczyliśmy dwa średniowieczne kościólki i szliśmy już w stronę najbliższego miasteczka, skąd miał być odjazd aplikacja pokazała nam, że jeżeli przyspieszymy kroku i nieco zmodyfikujemy trasę zdążymy na pociąg o 14. Przewodnik na to ,ze nie bo jeszcze postój i nie każdy się śpieszy do domu, więc się odmeldowałyśmy, poszłyśmy same i zdążyłyśmy rzecz jasna na wspomniany wcześniej pociąg. Wracając do przystanku na wygwizdowie, A. mówi, że nie wie, że może kogoś zwerbuje do podwózki, że niebezpiecznie.  Fakt droga nie tylko, ze ruchliwa bardzo, ale bez pobocza. Czekać jednak ? Ruszam, za mną babka, której imienia nawet nie znam, i jeden z facetów. 7km. bez pobocza, szosa oddzielona od głebokiego rowu barierami, parę razy myślałam że stracę równowagę, kiedy podmuch jadących ciężarówek powodował gwałtowne zawirowanie powietrza. Szliśmy tak szybko jakby goniło nas stado psów, rozpaczliwie machając rękoma zatrzymaliśmy ruszający wlaśnie z przystanku autobus mzk. Dochodziłam do domu, a  zostawiona grupa prawdopodobnie stała tam jeszcze w oczekiwaniu na przyjazd autobusu..


 Taka choineczka stoi w naszej bibliotece. Ten rodzaj "twórczości" jest mi bliski. W swoim sklepie miałam duże okna, a że moje możliwości artystyczne są raczej mierne, robiłam na wystawę rzeczy proste, szary papier, sznurek , kijki, liczył się pomysł i efekt, a że krzywo... Dumna byłam, kiedy przechodnie, czasami całe klasy stały i podziwiały moje dzieła. W bibliotece najpierw podchodzę do nowości, lubię dotykać takie dziewicze kartki. Wypatrzyłam rok 1984, czytałam wieki temu i Sapkowskiego jakiś nieznany mi tytuł. Na Sapkowskim zawiodłam się srodze, bo kiedy sięgnęłam po książkę w domu okazało się że to żadna fantastyka tylko

tylko historia i to taka której żadną miarą nie da się połknąć w jeden dzień mimo ,ze szczupłe dzieło.

Rok 1984 również mnie zaskoczył , na każdej stronie na marginesie było jakby podsumowanie czego dotyczy treść, duże ułatwienie dla uczniów ?                                                                                                


Zapomniałam jaka ta ksiązka jest przygnębiająca w treści, aczkolwiek czyta się ją dobrze, nawet bardzo dobrze. A propos młodzieży, w Polityce na okładce"Czemó tak ?" jedno z młodzieżowych słów roku. Jestem za zmianami w języku, ale mam nadzieję, że niektóre z tego typu słów szybko zapomniane zostaną.


niedziela, 8 grudnia 2024

Rzadziej

ostatnio chodzę na wycieczki. Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest to, że organizowane marszruty są znacznie krótsze i chodzimy nieomal po opłotkach miasta. A łażenie po mieście zostawiam sobie na czasy kiedy zestarzeję się bardziej. Na 10km. wędrówki przychodzi znacznie więcej ludzi, starszych również, co oznacza z kolei, że chodzimy wolniej a bywa, że wiodącym tematem robi się problem gdzie siknąć. Bawi mnie to i irytuje jednocześnie, ale morda w kubeł, mówię sobie, bo a nuż za rok, może pięć będę miała tak samo. Jednocześnie jednej z babek, z którą rozmawiam więcej, podsunęłam myśl, żeby poczytać o mięśniach Kegla, ta spojrzała się na mnie takim dziwnym wzrokiem, ze czym prędzej zmieniłam temat, w końcu od radzenia w medycznych kwestiach są lekarze, nieprawdaż ?                                Wczoraj jednak, jak na moje zamówienie nieomalże mieliśmy wyjazd daleko po za granice miasta , w planach minimum 20 i mało zaludnione okolice i gdyby dopisała pogoda byłoby super i extra. Niestety mżawka, "wmordęwind", polne drogi, czasami nieomal nie do przejscia, dramat i rozpacz byłaby, gdyby nie wisielczy humor który nam jakoś dziwnie dopisywał.                                                                                              


Ta czarna zmaza na początku to ja, druga część grupy, szła bardziej dostojnym krokiem. I  tak się doprawiłam, że dzisiejszy dzień spędziłam z kryminałem przy jednym oku, a seansami filmowymi przy drugim. A podziębiłam się usiłując poczuć się lepiej, jak to bywa zamiary niekoniecznie równoważą się z efektami. Zaczęłam biegać, i tak na dzień dobry nie było najgorzej, aczkolwiek nie umiem się przełamać i wychodzić lżej ubrana  na to zachlapane, zionące zgniłym zimnem powietrze. Zaczynam biegać oddalając się najpierw spacerowym krokiem  odpowiednio daleko od domu, wspominany przeze mnie sąsiad napomykał, że  obserwuje mnie z okien, oczywiście wolno mu oglądać co i jak długo chce, ale sądziłam do tej pory,ze siedzenie przy oknie to domena wścibskich babć, więc zdecydowanie nie chcę dostarczać mu jakby paliwa. W lesie jest cicho i spokojnie, a kiedy wracam na osiedle, które jest umiejscowione na skarpie i gdzie prawie zawsze wieje, to pot spływający po plecach owiewa to zimne wiatrzysko i efekt jest jaki jest, katar ,a gdzie te endorfiny ? Znajoma z peteteku wybiera się na morsowanie i zachęcała mnie owymi endorfinami i ekstazą po.., ale ja wybrakowana w hormony widocznie jestem. 

 Święta mało mnie cieszą, największy plus to że dziecko przylatuje i nawet olaboga posiedzi trochę dłużej. Byle do lata...

 

niedziela, 1 grudnia 2024

Ma się

 ten czar, wdzięk i szyk ( w zamyśle pisane tonem kpiącym). Sąsiad, na szczęście nie z mojej klatki , tylko mieszkający gdzieś nieopodal obdarzył mnie kiedyś miłym słowem, przy następnej okazji znowu kilkoma słowami skomplementował moją jakże skromną osobę, co już przyjęłam z lekkim zakłopotaniem bo dzwigałam wówczas dwa worki kociego żwirku, zakupy i ręce wyciągnęły mi się gdzieś w okolice podłoża a uchachana byłam niczym koń po Pardubickiej i jeszcze kilka razy, co już mi się przestało podobać, bo pan ów ma bardzo fajną żonę i to ją powinien darzyć zachwytem. Kiedy wydaje mi się, że coś, ktoś, równocześnie mam z tyłu głowy wspomnienie, jednej z moich pracownic. Obiektywnie to była mądra dziewczyna, magister  bibliotekoznawstwa i studiowała coś tam dalej. Ale miała takie nadzwyczajne wyobrażenie o sobie, bywają klienci, o panach myślę w tej chwili, bardzo uprzejmi, szarmanccy, mówiący ciepłym głosem. I kiedy zdarzył się taki klient ona wzdychała i mówiła widziałaś jak się na mnie patrzył, co ja mam w sobie, że ci faceci tak za mną latają. O jej urodzie nie będę się wypowiadać, bo to sprawa gustu, ale miała dosyć wyłupiaste oczy, dodatkowo podkreślone przez grube szkła i kiedy ona tak tymi oczyma wywracała, wydymając wargi, wyglądało to przezabawnie, czasami nie mogąc się opanować, zaczynałam gwałtownie kasłać próbując zamaskować śmiech. Nie mówiłam jej, że ci panowie zachowywali się tak samo, kiedy ona jeszcze  nie pracowała. 

W poniedziałek była przepiękna pogoda, oczywiście kierunek działka, jakieś cebulki zostały do posadzenia, na wyprzedaży w ogrodniczym znalazłam takie cudo 


 Na miejscu spotkałam sąsiadkę działkową, z którą się nie widziałam, uuu ze dwa miesiące. Krzyczy do mnie, żebym podeszła do płota, podchodzę, wciska mi do rąk reklamówkę, a tam powidła, dżemy malinowe, jeżynowe. Kiedyś żaliłam się jej  ,ze  z powodu choroby nie pojechałam na święto śliwki do Strzelec, robią tam najpyszniejsze powidła, które uwielbiam, teoretycznie można je potem dostać w niektórych sklepach, ale stwierdzono organoleptycznie przez autorkę, to nie jest to samo. Rzecz sie działa na początku września, prawdę mówiąc przyjechałam z tymi słoikami do domu i się nieomal nad nimi popłakałam, za dużo dobroci dla mnie. Ponoć zrobienie powideł nie jest trudną sprawą, ale ja kiedyś próbowałam smród w całym domu i garnek do wywalenia, nie przejawiam talentu żadnego w tym kierunku. Aczkolwiek nigdy nie mów nigdy, nie piekę również, ale ostatnio mam taki nawrót na słodkie, że masakra; czasami podczytuję blog Pantery, nie odzywam się tam w ogóle bo moje poglądy róznią się zdecydowanie, ale przepis na ciastka z trzech składników? Pomyślałam, tego nie da się spaprać, zrobiłam na oko z mniejszej ilości, i tadam, przez dwa dni jadłam nieomal i wyłacznie zrobione przez samą siebie ciasteczka.  Słodycze i słodycze, muszę się więcej ruszać, bo rower kiedy taka pogoda nie kręci mnie wcale. Myślę o bieganiu, nawet dzisiaj miałam zacząć, ale głowa przyćmiła  mi dzień. Zresztą muszę przedyskutować jeszcze ten temat z kolanem, bo nie wiem jakie ono ma pogląd na  sprawę.


 Najukochańszy pocieszyciel, nawet jak mu na nogę nadepnę, nie obraża się nie focha. A kiedy mam w ręku kawałek pachnącej kiełbasy jest gotów pójść za mną na koniec świata.

"Gdybyś innym ptakiem był"

Moje stare kości czują wczorajszy wypad rowerowy. Ok. 70 km. i aż tak, żeby mnie wszystko bolało, żarty doprawdy jakieś. Na wycieczce piesze...