świętach, uff ulgę czuję, doprawdy, wolę zwykłe, szare dni. Wigilia o dziwo przebiegła spokojnie, nawet chłopaki nie marudziły i były przedziwnie cisi podejrzewam, że w tle wisiała grozba braku prezentów. Wcześniej jednak zapowiadało się średnio, młodsza miała trzy wilie do obskoczenia, więc chciała, aby w domu było nieco wcześniej, dzwonię do starszej z informacją o zmianie godziny i w odpowiedzi słyszę ,ze co ? że gwiazda przyjechała i już rządzi. Że ona musiałaby wtedy wstać przed 12. Chciałam powiedzieć ogarnij się, ale córa rzeczywiście okropny okres ma za sobą i nie wiem czy to uciekanie w sen to nie objaw depresji, a jeżeli tak jest, to z lektury pewnego bloga wiem, że podobne gadanie jest bezcelowe i bezsensowne. Toteż najbardziej pogodnym głosem, na jaki mogłam się zdobyć, mówię, że ok. jeżeli jej to nie pasuje, może być godzinę pózniej, tylko wtedy nie posiedzą z siostrą. Było miło, spokojnie i nawet nikt nie narzekał na jedzenie (!) Jedynym incydentem była uwaga zięcia, że kot coś w kuchni rozrabia. Kevin w domu toleruje tylko mnie i młodszą, kiedy pojawia się ktoś inny dostaje biegunki, wymiotuje. Chcąc wszystkim oszczędzić efektów wizualnych i zapachowych zaaplikowałam mu dietę, jedzenie dostał wczesnym rankiem a potem planowałam nakarmić go po wyjściu gości. Talerze wyniesione do kuchni, siedzieliśmy przy cieście i prezentach, a wtedy kocur hyc do półmiska z rybami i rozwłóczył je po całej podłodze. Tak że w pewnym momencie zrobiłam kapciem ślizg po kawałkach ryby na kafelkach. Lekki półszpagat i wyszłam cało, nie licząc zbitego talerza.
Wygląda na to, że mam na koncie jeden dobry uczynek. Kiedy kupiłam działkę, poznałam tam fajną, życzliwą sąsiadkę, nie miałam prądu, robiła mi kawę, dzieliła się różnymi roślinami, częstowała owocami. Nienachalna, nie wścibska. Kiedyś w rozmowie o zdjęciach, powiedziała z żalem, że ma stary telefon, który ew. tylko esemesy , żadnych zdjęć, ,ze i owszem ma smartfona, ale nie umie go nawet włączyć. Chodząc na swoje zajęcia dowiedziałam się o innym miejscu, prowadzonym dla zupełnie początkujących, pomyslałam o W, dzwonię do niej. W. nie, bo ona zupełnie ciemna, będą się z niej śmiać , nigdy się nie odważy. Okazało się,że jeden z wolontariuszy prowadzi również zajęcia indywidualne, zarezerwowałam jej lekcję w ciemno. Idz, spróbuj, tracisz jedną godzinę, nic więcej, gadałam i gadałam. Zgodziła się, głównie z tego powodu, żeby nie robić mi przykrości. Na święta dostałam od niej mmsa ,wiadomości na whatsapie, rózne zdjęcia, z ciągłymi podziękowaniami, co już przyznam jest nieco krępujące, aczkolwiek się cieszę, że komuś jest nieco lepiej.
Post zaczęłam pisać dwa dni temu, kiedy wieczorem siedziałam przy lapku weszła do domu córka cała zapłakana. Co się stało? pytam, Maciuś, Maciuuś ,mówi przez łzy, leży na chodniku i się nie rusza. Ktoś już tam dzwonił po pomoc. Rzecz jasna zostawiłam pisanie, jednak kiedy się ogarnęłam i zeszłam na dół, Maćka już nie było. Uliczka przy której mieszkam ma ograniczenie do 20 km. oczywiście jakże by mogło być inaczej: buce niemyte, padalce bezmózgie, truchła patroszone jeżdżą jak chcą, sama czasami muszę chwilę czekać, żeby móc przejść na drugą stronę, chociaż teoretycznie piesi na całej długości mają pierwszeństwo. Ale kto u nas tak naprawdę przestrzega przepisów? W każdym razie Maciek zniknął. Wczoraj jednak krzątając się po domu,usłyszałam dochodzące z klatki niezidentyfikowane dzwięki, oko włożyłam do wizjera, w domu zazwyczaj nie noszę okularów, ale przecież człowieka rozpoznam i bez i co zobaczyłam? Białą plamę, Bosze Maciuś ! Wydarłam się na korytarzu, sąsiadka zaraz z szyneczką, ja gourmecik do spodeczka. Wiem że kocur przez chwilę był w schronisku, ale co i jak nie wie nikt. W każdym razie wielka radość. Klimaty mamy iście grudniowe co nie ?