piątek, 24 maja 2024

"Nasza pani

 z telewizji" ,tymi słowami przywitała mnie  Agnieszka, siadając za biurkiem, które właśnie skończyłam froterować i zaczęłyśmy rozmawiać o kryminałach min. czytanych przez nią i przeze mnie. O incydencie, który zdarzył się się w dzień ksiązki zapomniałam na amen. Klęczałam wówczas nieomal przy najniższej półce regału w miejskiej bibliotece, usiłując sprawdzić, czy jest jeszcze coś autora, którego wówczas miałam na tapecie. Usłyszałam hałas, spojrzałam do góry, a tam jeden pan z kamerą, pani z mikrofonem i jeszcze jakieś osoby obok. Pierwsza myśl, w nogi, jednak z uklęku trudno mi było wprowadzić myśl w czyn, a jeżeli nie można uniku wykonać, trzeba z bykiem za rogi, toteż uśmiechnęłam się wchodząc w rolę osoby pewnej siebie, a kiedy pani zagaiła  temat, ładnie go rozwinęłam i mówiłam dłuższą chwilę o dziwo, bez żadnego przerywnika yyy,  aa. I gadałam, gadałam mam wrażenie bez końca (o książkach to żadna sztuka, przecież), aż pojawiła się następna ofiara, złapałam wówczas byle jakie dwie pozycje i fruu na zewnątrz. Nikt z osób, które mnie  oglądały pózniej na szklanym ekranie nie wspominał, że czerwona byłam na twarzy, ale byłam na bank.

Moje najpiękniejsze.


 

 


 

W niedzielę zrobiłam sobie wycieczkę, nieomal na siłę wypychając się na dwór, bo myślenie i przerabianie czegoś w kółko na co się żadnego wpływu nie ma jest bezsensowną, jałową czynnością, marnowaniem tylko czasu i energii, więc rusz tyłek i przewietrz głowę wydałam dyspozycje swojemu leniowi. Pięknie było, ścieżka rowerowa do oddalonego o niecałe 40 km miasteczka, wśród pól i łąk. Cisza i ptaki, śpiewające, terkoczące lub po prostu drące japę. Wzdłuż kilometry dzikiego bzu pospołu z dzikimi różami i całe łany łubinu.I mała przygoda zdarzyła się a jakże. Stanęłam, żeby zwilżyć usta i nagle z krzaków obok usłyszałam jakby szczek. Pies ? kiedy żadnych zabudowań w zasięgu wzroku, w krzakach ? Zaczęłam się za kijem rozglądać. Zaszeleściły krzatyny, patrzę, patrzę i co ja widzę ? Jelonka małego z rogami, a może  to koziołek był, nie znam się na sarnowatych. Stanął na ścieżce, stoi i dalej wydaje dzwięki, coś między szczekaniem a kaszlnięciem, pogapiliśmy się przez chwilę jeden na drugiego i zwierzątko nieśpiesznie oddaliło się w pobliskie zboża, znikając po chwili, a ja z telefonem stałam w ręku, co zauważyłam rychło w czas.

 Ach i och, szczęśliwy jestem człowiek,że mogę doświadczać takiego piękna i cieszyć się nim i smakować. I moje bujany na działce oszalały, próbowałam zrobić im fotkę, ale obrzydlistwo w postaci domku zerka, z ktorej strony bym nie stanęła. Posadziłam przed nim budleję, chcąc go troche zasłonić, zimę przetrwała, wiosną dwa razy  dotknął ją powiew śmierci, teraz odbija trzeci raz i marne są widoki na piękny krzew, który widziałam sadząc patyczek.                                                                                                              



piątek, 17 maja 2024

Spryciarz

 Maciuś I, czasami daleko jeszcze od domu jestem, a tu nieoczekiwanie, biała kula, z trzęsącym się na kuprze sadełkiem leci do mnie wte pędy, na swych


krótkich nóżkach, w jakimkolwiek nastroju bym nie była, na ten widok muszę się uśmiechnąć. Granulki ma na okrągło, ale żeby dostać "mokre" musi mnie zdybać, więc dybie czasami trzy razy dziennie.



Sypia, pod drzwiami swojego dawnego mieszkania, kładzione miał posłanie na półpiętrze, w zimę obok swoich drzwi położyłam gruby ręcznik, osikał, więc zostawiłam go w spokoju.

Miałam jutro wsiąść do pociągu bylejakiego, wysiąść w Ilawie i rundkę wokół Jezioraka zrobić, ale pizdziawa taka, że wiszące kwiaty z balkonu pościągałam na podłogę, a że mi wiatr ciągle w oczy odłożyłam te plany w oczekiwaniu na spokojniejszą aurę. Na działce mam masę piwonii, ze dwadzieścia krzaczków, dopiero zaczynają rozchylać pąki, scięłam dziś tylko parę w obawie ,ze zanim dotrę z nimi na rowerze do domu nie zostanie na nich z powodu wiatru ani jeden płatek.


w tym tygodniu złamałam wszystkie swoje "cukrowe" niejedzenia. Musiałam czymś złagodzić słowa koleżanki, z którą się znamy lat dzieści, a która właśnie odkryła moc podłości drzemiącej we mnie. Oglądałam nie tak dawno serial na Netfixie, o potworze z kosmosu, który przybrał postać spokojnego, cichego, wycofanego lekarza, żeby zło czynić (fajny serial, tytułu nie pamiętam). To tak jak ja cicha, spokojna osóbka, o podwójnej twarzy. Ta moja koleżanka,  przy pomocy drugiej połączyła w końcu kropki i kreski, tak usłyszałam. O co poszło?  O chłopa, a jakże wyimaginowanego na domiar.  Kiedyś dawno, za morzami, moja E pracowała ciężko na chlebek z przyjacielem swoim, plany mieli, małżeńskie nawet, nieszczęsciem, ów przyjaciel poznał bogatą panią, bardzo bogatą, że dwa razy starszą, szczegół nieistotny i jak poznał tak zniknął z oczu koleżanki. Pani jakiś czas temu zmarła i przyjaciel wg. słów koleżanki stał się milionerem. E. czeka teraz mając nadzieję, że jej uczucia i wnętrze promieniejące ciepłem spowodują,że przyjaciel ocknie się wreszcie i rzuci w jej objęcia. Co ja mam wspólnego z tą historią? Ano kropki i kreski dowiodły, że plan szatański uknułam celem pozbawienia jej marzeń. Czemu ja ciągle sama jestem,  chociaż nie muszę, ciągle wybrzydzam, chociaż wiadomo,ze lepsze byle jakie portki niż żadne. Perfidią zionę,wiadomo, po co mi byle łachudra, kiedy na jej milionera zagięłam parol. Faceta na oczy nie widziałam, mieszka w stanach, gdybym przeczytała podobną fabułę skrzywiłabym się, uznając za głupotę. A to się dzieje, opakowanie murzynków z Lidla , parę drożdżówek, 30 dg krówek, przez ostatnie 3 dni i na tym obawiam się nie skończę.

czwartek, 9 maja 2024

Nie ukrywam

siwych włosów, nie maluję się, nie przybieram zachęcających póz, a jednak jeden z moich współtowarzyszy w wędrówkach, wygląda na to, zapałał do mnie sympatią. Kiedy podczas jednej z eskapad gość nieoczekiwanie objął mnie ramieniem, e tam, pomyślałam przypadek. Na następnej wycieczce obejmowana byłam już trzykrotnie, i komentarze, kiedy powiedziałam coś, co nawet koło śmiechu nie stało, Graszka, jaka ty zabawna jesteś ha, ha ha. I to ostatnie maszerowanie, kiedy tak przemokłam bardzo, czasami człek zostaje w pewnej odległości za grupą, żeby kucnąć za krzaczkiem, a im mokrzej i zimniej tym częstsza potrzeba i za każdym razem za pobliskim drzewem materializował się on. Kurcze, śmiałabym się z tego rifi fi po sześćdziesiątce, ale ja już to przerabiałam. Parę lat temu należałam do grupy rowerowej i jeden z kumpli, dobrych kumpli zaczął maślane oczy. Nie podobała mi się ta sytuacja, sprawiała, że czułam się niekomfortowo. Może nie byłoby problemu, gdyby to jakiś buc był, ale dobry człowiek, poszkodowany przez życie,dokładać mu jeszcze? Ignorowałam zatem i udawałam, że nic nie widzę. Bezskutecznie, nie lubię być obiektem uwagi, a tu wbrew woli znalazłam się w centrum zainteresowania, część grupy miała bekę z nas, niektórym dziewczynom się to nie podobało, koleżanka uprzejmie  informowała mnie o najnowszych plotkach na mój temat. Przestały mnie cieszyć wspólne wyjazdy i wymiksowałam się w końcu z grupy z jednoczesnym poczuciem ulgi i straty. Nie wierzę wprost, że mogę mieć jeszcze podobne problemy.  Od facetów od wielu lat staram się trzymać z daleka . Burdel mi w życiu robią i zostawiają bagno, w którym niemal tonę. Może to nie jest adekwatne porównanie, ale jedyne, które mi w tej chwili przychodzi na myśl , jeżeli  nie umiesz pić, nie tykaj alkoholu. Nie umiem w związki, nie tykam. Odpuszczam zatem jeszcze jedną wycieczkę i potem obaczę, może jego "uczucia" zostały przytulone przez bardziej odpowiednie ręce. Po za tym tak na marginesie, myślę, że relacje damsko - męskie ,w każdym razie większość z nich ma datę przydatności...

piątek, 3 maja 2024

Białe brzusie


porośnięte, czarnym włosem, widziałam, próbując usilnie nie patrzeć i duże męskie cyce, wielokrotnie mijały mnie,na ścieżce rowerowej kiedy wracałam  do domu. Nie jestem wielką estetką, ale tak w samych gaciach pedałować, trzęsące sie mięsko grh...widok nie chce zejść mi z oczu.

 W środę wstałam raniutko i pojechałam znowu w kierunku promu, sprawdziwszy przedtem w necie dostępność. Uparłam się na tę trasę, bo to taki test dla mnie, nawet kiedy o wiele więcej rowerowałam, kosztowała mnie sporo wysiłku, więc ciekawa byłam jak teraz poradzę sobie. W Ciechocinku zatrzymałam się na lodach przy grzybku, zdjęcia pokazywać nie będę, żeby Frau nie cierpiała. Prom był i czekał i kilka samochodów stało i parę rowerów. Jeden z rowerzystów nie spodobał mi się, przez całą drogę perorował  coś parze staruszków podniesionym głosem, tak ze nawet szumu fal nie było słychać, tylko warkot promu i jego głos. Miałam kiedyś znajomego, który w  podobnym, mentorowym tonie tłumaczył mi jak krowie na rowie oczywistości. Wyjeżdżamy z promu, i tenże rowerzysta obok, droga wąska, jeden kierunek ruchu. Ale za chwilę, czemu zdziwiona nie byłam, zagaja coś o siodełku, że za wysoko,tym tonem pouczającym, rzadko bywam nieuprzejma wobec obcych mi ludzi, toteż nie odpowiedziałam nic, ale zobaczywszy na pół zarośniętą ścieżkę odbijającą w bok i chaszcze, bez namysłu w nią skręciłam. Połowę drogi po drugiej stronie Wisły stanowią lasy, tak gwoli wyjaśnienia. Jadę tą ścieżyną powoli, bo krzaki, bo pokrzywy, widać że mało używana dróżka. W końcu stanęłam bo tylko pokrzywy i pokrzywy wszędzie, zawróciłam w inną ścieżkę, tam blokował drogę strumyk płytki wprawdzie ,ale żadnej drogi dalej nie widziałam, wróciłam kawałek i w inną drogę się pakuję, tam z kolei drzewa powalone, przenoszę rower raz i drugi. Cóż po dwóch godzinach bezproduktywnego szlajania się po krzakach, wróciłam ja i rower obwieszeni gałązkami listkami ,pnączem jakowymś do punktu wyjścia czyli drogi z promu, zgrzytałabym zębami, ale, że trawkę w zębach miałam...W końcu dotarłam do czarnego szlaku i wiedziałam,że już więcej błądzić nie będę i parę kilometrów utwardzoną drogą leśną a potem...

 

 


 i jeszcze parę km dalej

 

 

 


 Piach, piachem popychany, pchałam ten rower z 6 km, ale miałam wrażenie, ze co najmniej 16. Jedynym urozmaiceniem były mijanki z panami na elektrykach. Kiedy było odrobinę twardziej oni mnie wyprzedzali, potem zakopywali się na amen, wtedy ja ich mijałam,wiadomo, kto jest wytrawnym piechurem, machałam im, potem znowu oni mi machali i tak ze cztery razy.

 A jutro moi drodzy, pierwszy raz w tym roku zanurzę się po szyję, ba po czubek głowy w jeziorku i tak się cieszę !

Miałam wprawdzie pisać o czymś innym, ale te bebzony zaburzyły mi piękno krajobrazu ;)

 

 

"Gdybyś innym ptakiem był"

Moje stare kości czują wczorajszy wypad rowerowy. Ok. 70 km. i aż tak, żeby mnie wszystko bolało, żarty doprawdy jakieś. Na wycieczce piesze...