z telewizji" ,tymi słowami przywitała mnie Agnieszka, siadając za biurkiem, które właśnie skończyłam froterować i zaczęłyśmy rozmawiać o kryminałach min. czytanych przez nią i przeze mnie. O incydencie, który zdarzył się się w dzień ksiązki zapomniałam na amen. Klęczałam wówczas nieomal przy najniższej półce regału w miejskiej bibliotece, usiłując sprawdzić, czy jest jeszcze coś autora, którego wówczas miałam na tapecie. Usłyszałam hałas, spojrzałam do góry, a tam jeden pan z kamerą, pani z mikrofonem i jeszcze jakieś osoby obok. Pierwsza myśl, w nogi, jednak z uklęku trudno mi było wprowadzić myśl w czyn, a jeżeli nie można uniku wykonać, trzeba z bykiem za rogi, toteż uśmiechnęłam się wchodząc w rolę osoby pewnej siebie, a kiedy pani zagaiła temat, ładnie go rozwinęłam i mówiłam dłuższą chwilę o dziwo, bez żadnego przerywnika yyy, aa. I gadałam, gadałam mam wrażenie bez końca (o książkach to żadna sztuka, przecież), aż pojawiła się następna ofiara, złapałam wówczas byle jakie dwie pozycje i fruu na zewnątrz. Nikt z osób, które mnie oglądały pózniej na szklanym ekranie nie wspominał, że czerwona byłam na twarzy, ale byłam na bank.
Moje najpiękniejsze.
W niedzielę zrobiłam sobie wycieczkę, nieomal na siłę wypychając się na dwór, bo myślenie i przerabianie czegoś w kółko na co się żadnego wpływu nie ma jest bezsensowną, jałową czynnością, marnowaniem tylko czasu i energii, więc rusz tyłek i przewietrz głowę wydałam dyspozycje swojemu leniowi. Pięknie było, ścieżka rowerowa do oddalonego o niecałe 40 km miasteczka, wśród pól i łąk. Cisza i ptaki, śpiewające, terkoczące lub po prostu drące japę. Wzdłuż kilometry dzikiego bzu pospołu z dzikimi różami i całe łany łubinu.I mała przygoda zdarzyła się a jakże. Stanęłam, żeby zwilżyć usta i nagle z krzaków obok usłyszałam jakby szczek. Pies ? kiedy żadnych zabudowań w zasięgu wzroku, w krzakach ? Zaczęłam się za kijem rozglądać. Zaszeleściły krzatyny, patrzę, patrzę i co ja widzę ? Jelonka małego z rogami, a może to koziołek był, nie znam się na sarnowatych. Stanął na ścieżce, stoi i dalej wydaje dzwięki, coś między szczekaniem a kaszlnięciem, pogapiliśmy się przez chwilę jeden na drugiego i zwierzątko nieśpiesznie oddaliło się w pobliskie zboża, znikając po chwili, a ja z telefonem stałam w ręku, co zauważyłam rychło w czas.
Ach i och, szczęśliwy jestem człowiek,że mogę doświadczać takiego piękna i cieszyć się nim i smakować. I moje bujany na działce oszalały, próbowałam zrobić im fotkę, ale obrzydlistwo w postaci domku zerka, z ktorej strony bym nie stanęła. Posadziłam przed nim budleję, chcąc go troche zasłonić, zimę przetrwała, wiosną dwa razy dotknął ją powiew śmierci, teraz odbija trzeci raz i marne są widoki na piękny krzew, który widziałam sadząc patyczek.