niedziela, 3 marca 2024

Kradzieja

Mam na balkonie. W woreczku foliowym są ziarna słonecznika ,które nie zmieściły się do wiaderka. Dokarmiam sikorki,tzn. dokarmiałam,zlatywało się do karmnika całe hałaśliwe stadko kolorowych kuleczek ,wesoły to widok ,niestety skubane tak mi nabrudziły, że masakra i powoli odzwyczajam je od bytności .Ale kiedy wychodzę na balkon worek mimo,ze nieco ukryty jest przedziurawiony i wiele ziarenek leży obok. Czy to jakaś zaczepna sikora,czy sroka czy inne ptaszysko ,w każdym razie przyłapać nie mogę.

 Wczorajsza wycieczka była..ekstremalna. Wyszłam rano,wpół szóstej,wróciłam w okolicach godziny 19.Pociągiem 2 godziny jazdy do Warlubia ,w Bąkowie najstarszy dąb ,bo Bartek chyba już padł, po drodze kościółek ,parę dworków, domy mnemonickie i cmentarze. Wałami nadwiślańskimi dotarliśmy w końcu do Grudziądza i tam dwie godziny czekania na najbliższy pociąg. Nie cierpię tak bezsensownego spędzania czasu. I zmarzłam ,do łóżka położyłam się w dwóch szlafrokach tak mną telepało. Raczej nie będę brała udziału w podobnych eskapadach. Dzisiaj dużo ciężkiej ,fizycznej pracy. Najpierw kopanie dołów na działce,sprzedaję samochód i przewiozłam dziś winorośl w wielkiej donicy,ledwie dałam radę donieść toto na działkę. Pózniej z mamą na cmentarz do pradziadka, udało mi się w końcu doprowadzić do przystrzyżenia drzewa i mama chciała ten fakt zobaczyć na własne oczy. Mama siedziała na słoneczku ,a ja sprzątałam pozostawione gałęzie,wyturlałam worek z kamieniami ,posadziłam bratki i stokrotki,  zaprawdy ,czy ja na emeryturze nie powinnam odpoczywać ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spryciarz

  Maciuś I, czasami daleko jeszcze od domu jestem, a tu nieoczekiwanie, biała kula, z trzęsącym się na kuprze sadełkiem leci do mnie wte pęd...