sobota, 30 sierpnia 2025

Pisanie

 bloga traktuję raczej jako wprawkę, pewnego rodzaju ćwiczenie. Nie zamierzałam poruszać tutaj tematów trudnych , bolesnych dziejących się tu i teraz, bo to co kiedyś zdarzyło się i przepracowałam jakoś, mogę dotknąc od czasu do czasu. Nie sposób jednak przejść nad  ciężarem,który nazbyt aż mi doskwiera ostatnio. Do tego poczucie winy, wstyd za emocje, których nie powinno być, a których nie sposób się pozbyć. O młodszej córce wspominałam, ostatnio leciała do Londynu na jakiś spektakl,piękne zdjęcia z teatru mi przysłała. O starszym dziecku nie pisałam. Nasza relacja to  napięcia, nieporozumienia i ciągły niepokój.Nie rozumiem jej wyborów i podejścia do życia.  Kiedy dzwoni, boję się odbierać, telefon zwiastuje kłopoty i zazwyczaj jakąś bombę, która mnie ogłusza. Przez ostatnie tygodnie główny temat rozmów był jeden, jej małżeństwo. Początkowo słuchałam bez emocji , bo to małżeństwo to ciągła drama od kilkunastu lat, kiedy dotarło do mnie, że tym razem serio jest, że się pakuje i wyprowadza, uświadomiłam sobie nagle, że jest całkiem prawdopodobne, że zapuka do mnie,do mojego małego mieszkanka,że nie ma nikogo innego. Ja sama nigdy nie byłam zbyt towarzyska ani chętna do nowych kontaktów, ale miałam wokół kilka koleżanek, z którymi mogłam pośmiać się pogadać, ponarzekać. Mój eks starał się, zabronić nie mógł, wszak żadna że mnie Isaura, odciąć mnie od psiapsiół, wyśmiewał, docinał, ale jakoś wybitnie uparta byłam pod tym względem. Córa nie ma nikogo, tak jakby w prózni żyła, tylko ja jako wsparcie. Z nią, dzieci, papierosy,piwo i najgorsze, niekończący się potok pretensji i żalów, do mnie i całego świata. Czy zamknęłabym przed nią drzwi, nie, sumienie by mnie żywcem zżarło, czy wytrzymałabym z nią dłużej niż parę godzin, obawiam się ,że nie. Czekałam więc, uciekając w ksiązki na rozwój sytuacji.  Parę dni temu wynajęla mieszkanie, mąż nie pozwolił jej zabrać nawet sztućcow, trzeba było wszystko organizować. Czy mi ulżyło,  trochę, za malo. Jej wcześniejsza praca, konflikty ze współpracownikami, z dyrekcją. Mówiłam, co cię obchodzi, kto z kim sypia, co kto robi albo nie robi, zajmij się tym co do ciebie należy, nie atakuj przełożonych, nawet jeśli masz rację, zwolnią cię w końcu. Teraz zimno mi się robi, kiedy opowiada co w nowej pracy. Nie przejmowałabym się tak bardzo, nie czułabym tego ciężaru, gdyby nie dzieci, na których skrupia się  cały bałagan. Starszy nastolatek, telefon i niewiele więcej go interesuje, młodszy...Czasami dostaję pozwolenie na zabranie go . Chętnie chodzi na basen, przez całe lato, żadne z nich nigdzie go nie zabrało, nawet na głupie jezioro, zięć ma samochód.  Autobusem nad najbliższą wodę to ponad trzy godziny jazdy z przesiadkami. Półtorej w jedną, potem z powrotem i dojść trzeba spory kawałek. Raz się wybrałam. Kilka godzin stałam w wodzie, powrót na kocyk to zaraz łapanie za telefon. W wodzie natomiast szalał, odpływał za daleko, nurkował. Nie reagował na prośby, krzyczeć nie chciałam, córka mam wrażenie krzyczy bez przerwy, więc stałam w tej wodzie, w pobliżu niczym czapla. Powrót był rozpaczliwy, mały nie przyzwyczajony do ruchu ledwo szedł i marudził okropnie i ja na ostatnich nogach. Odchorowałam. 

Jutro na rower, ostatni trening przed  rajdem. Zmęczenie jest dobre, tonuje emocje i ksiązki, mój największy przyjaciel. Znowu trafiłam na fajnych autorów i pozycje które można pochłaniać i bywac w innych światach.

   Dedykacja z "Dziecka Odyna" Siri Pettersen

I tobie. Tobie,który zawsze czytałeś ksiązki nieznane wszystkim innym. Dziwakowi,ktory siedział w ostatniej ławce w klasie. Tobie, ktory dorastałeś w ciemnej piwnicy, gdzie o twoim losie decydował rzut koścmi. Tobie, który wciąż  przebierasz się za kogoś innego. Tobie, który nigdy nie potrafisz się do końca dopasować i któremu często się wydaje, że jesteś w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. To jest książka dla ciebie. 

To była ksiązka dla mnie.  

niedziela, 17 sierpnia 2025

Podpisałam

wysłane do córy zdjęcie " kot zdechł" i w odpowiedzi dostałam opeer, że aż się oburzyłam, żart może niezbyt przedni, ale skąd podejrzenie, że mogłabym do kogokolwiek, a zwłaszcza do niej przesyłać zdjęcie nieżywego zwierzaka. W każdym razie Kevin podczas upałów polegiwał w najdziwniejszych miejscach i przybierał niespotykane do tej pory u niego pozy. Dni wolne, można powiedzieć zmarnowałam. Miał być rower, jezioro, dowolnie daleko, może sobotnia wędrówka Dwa z nich spędziłam w rozgrzebanym łóżku, sięgnęlam z rańca po wypożyczony wcześniej stosik z biblioteki i przepadłam. W sobotnie południe zmuszona przez miauki kota, któremu zachciało się, mam wrażenie najbardziej śmierdzących puszek, maxi natural z Biedry, wyczlapałam na żar, do najbliższego sklepu, z kilkoma puszkami w ręku, patrzyłam na te pełne wózki i otaczający mnie burdel dookoła, złapałam jeszcze tylko jakieś picie i szybko do domu, do zostawionych na łóżku fantazji. Do wczorajszego południa ostatni tom zakończyłam, z ulgą, bo ileż czasu można na kanapie spędzać i z rozczarowaniem, powrót do zwyczajności i róznych niewesołych myśli. Na działkę marsz, musztrowałam się w duchu. Kłódka mi się ostatnio zbiesiła i nie mogłam jej zamknąć toteż tylko zawisła, a jako kamuflażu uzyłam dzikiego groszku pnącącego się obok w wielkiej obfitości, jednak gdyby ktos tylko puknął niechcący... O działce nie mam wielkiej ochoty pisać, jedna wielka porażka. Pomidory które kupiłam wiosną od jednego paskudnego dziada, nie dość, że drogie okazały się pomidorami czereśniowymi ? Koktajlowe to są bodaj małe krzaczki, te są normalnej wielkości, tylko malutkie pomidorki mają, przyznać muszę że smaczne i słodkie. Na domiar zaraza je zaatakowała, gnojówka z pokrzyw, drożdże, trzeba by pewnie chemią je potraktować, wywalam co rusz jakiś krzak. Fasolkę, slimory, w trzech miejscach miałam, wyżarły do gołych łodyg, obsypywałam granulkami, ale co chwila deszcz, w końcu machnęłam ręką. Z plusów,stara róza którą z pewną obawą mocno przycięłam wiosną, bo gruba, łysa, wysoka łodyga, mająca przez cały sezon góra trzy czerwone różyczki, obsypała się taką ilością kwiatów, że patrzyłam  na nią z  niedowierzaniem. Próbowałam doczytać o rózach, ale jest masa informacji, a ja nawet nie wiem, jaka  przedstawicielka rosnie mi po płotem, wiem teraz, że lubi cięcie. Krzaczek nie wiadomo czego, dwa lata temu posadzony, nie rosnący, chorowity w wyglądzie, przesadziłam, w przeciągu paru tygodni, ożył, urośł, zobaczymy tylko jak przetrwa zimę. Z wyprzedażowych kwiatków kupiłam doniczkę z dwiema nędznymi listeczkami brunei, stała i stała a teraz, każdy liśc nieomal jak moja głowa, olbrzymka.                     Wycieczki sobotnie przestały mnie bawić, jakoś nie mam ochoty na spotykanie A. Jestem zła na siebie, wiadomo, ale jak można decydować za kogoś na podstawie rozmowy sprzed kilku miesięcy ? W dodatku kiedy przyszło do rozliczeń,(zpisała, zapłaciła) okazało się, że wrześniowy rajd nie ma sponsora i automatycznie impreza podrożała o kilka stów, i koszt, który wcześniej było dla mnie jeszcze do przełknęcia, stanął mi w gardle.  Słuchanie A. o jej ostatnich zakupach, jest gadżeciarą, najnowszy telefon, zegarko-komputerek, gadający kask,  nagle zaczął mnie drażnić, och zazdrość pewnie przeze mnie przemawia. Jej brakuje nieco empatii a ja jestem dupą w korach, sprawić komuś przykrośc, och nie, lepiej ,zeby mi ją sprawiano. Na domiar przyszło rozliczenie za centralne, pół osiedla się wzburzyło, na fejsie wrze, wprawdzie nie mam, ale koleżanka przesyła różne info. Trzeba zapłacić sporą sumkę i nagle za sprawką nowych zaliczek czynsz wzrósł niebotycznie. Mama, potem córa wprawdzie zaoferowały wsparcie, grzecznie odmówiłam,zawsze sobie radzę.
Różyczka ma aksamitne płatki, delikatny zapach i jakby podwójne środki :)

niedziela, 10 sierpnia 2025

Terapia



 O problemach ze snem wspominałam zapewne parokrotnie. Myśli się: wyśpię się kiedyś na emeryturze, a tu guzik z pętelką, można leżeć i leżeć, niemal wrastając w łóżko i nic z tego. Apogeum problemów ze spaniem miałam w swojej ostatniej pracy, po powrocie z Holandii ( po co żeś wracała, kobieto ), rok do emerytury, jedyną pracą gdzie zaproponowano mi od ręki umowę o pracę była firma tworzyw sztucznych. Praca na trzy zmiany, wielkie maszyny, gorąco jak w piekle, ostre narzędzia, rozgrzewanie nożyczek w piecykach do czerwoności, wspinanie się na owe maszyny, żeby przeczyścić w środku, tempo, tempo, byliśmy rozliczane od zrobionych i zaakceptowanych produktów. Po nockach nie umiałam spać w dzień, nawet tabletki nasenne pozwalały na przespanie zaledwie 4 godzin. Praca była wyczerpująca i ciężka, do tego brak snu. Chodziłam niczym zombie, potrafiłam zostawić samochod na chodzie z kluczykami w środku i iść sobie, raz nawet hamulca nie zaciągnęłam i patrzyłam otępiałym wzrokiem jak moj samochodzik powoli  kula się z parkingu. Nie wiem jak ten rok przetrwałam bez zrobienia sobie ani nikomu krzywdy, cud prawdziwy. Ciągle zdarzają mi się nocki, kiedy budzę się po pólnocy i leżę do rana, przewracając się w pościeli. Kiedy takich nocy jest więcej ogarnia mnie rozpacz, wiadomo dni po owych nockach są do dupy. Kiedyś, rozsypałam na działce parę ziarenek maku, zerwanych w innym ogródku, nie tego czerwonego,polnego tylko grubszego, jak na drugiej fotce. Mak rozsiał się i owszem, wyłaził potem z każdej dziury, część wypieliłam, część zostawiłam. Czas na zbiory, obcięłam główki, wrzuciłam do byle jakiej reklamówki i do sakwy. Byle jaka reklamówka ma znaczenie, jak wiadomo, makówki mają kopułki u góry, z otworami, kiedy owe makówki  dotarły ze mną do domu okazało ,się ,ze połowa jest pusta, wyleciał z nich mak i z podartej reklamówki również ,a że moje sakwy są po przejściach, przetarte tu i ówdzie, to ja niczym ten Grześ z workiem piasku. Trochę maku jednakowoż wydłubałam do miseczki, i pewną nocką, wiedząc ze ze snu nici wzięłam łyżeczkę , łyknęłam maku, popiłam i o dziwo po chwili spałam. Sen miałam: ostre kolorowe tańczące plamy, wirujące plamy, kiedyś podobne klipy w Mtv były, oczopląsowe. Uff obudziłam się. Leżałam chwilę usiłując oprzytomnieć i znowu zasnęłam. Obudził mnie mój własny krzyk. Pamiętam jakby to realne było i działo się 5 minut wcześniej. W owym śnie zeszłam do piwnicy i zgasło światło, nagle ktoś łapie mnie za cycek i zieje mi śmierdzącym oddechem w twarz, nie mogę się wyrwać, zaczełam krzyczeć, krzyczałam jeszcze chwilę po obudzeniu się. Tak że tego, proszę państwa, maku w najbliższym czasie nie będę używać. 

Zdjęcie pierwsze to osty, na suchy bukiet dla mamy. Mama uwielbia kwiaty w wazonie, nie ma jednak dość sił, żeby zmieniać w nich wodę, robię to ja, czasami zapominam i śmierdzi, więc żywe kwiaty pójdą do małego wazonu a w tym dużym ciężkim będą suszki.  

niedziela, 3 sierpnia 2025

Na zmartwienia


 

i niepokoje najlepszym dla mnie lekarstwem, kiedyś było bieganie, teraz rower. Skaleczenia goją się, siniaki przekwitają, opuchlizna z ręki zeszła, boli nadal , ale jest to ból do zaakceptowania, bandażuję okolice nadgarstka i tyle. Uznawszy, że czuję się na tyle dobrze, żeby nie siedzieć w domu postanowiłam ,ze dokończę nieudany ostatnio wyjazd, kamień ominęłam szerokim łukiem :) 3/4 jeziora można objechać nieomal nad samą wodą, duży plus jak dla mnie, nad jednym z brzegów, stoją pomościki z ławeczkami, zachęcające "siądz pod mym liściem a odpoczni sobie", niektóre ławeczki są całe osłonięte trzcinami. Wykorzystawszy okno pogodowe popływałam sobie w małym zakątku, gdzie nikogo nie było. Lubię takie ciche miejsca, ale kiedy pływam, a w okolicy nikogo myślę sobie gdyby skurcz mnie złapał niespodziewanie, zostałby po mnie tylko rower na brzegu.

Wkurzona jestem, zła i smutna jednocześnie. Mama mieszka w wieżowcu,z dwiema klatkami. Od zawsze pod tą drugą klatką kręcił się tam taki pijaczek, jako stały nieomal  element krajobrazu. Ostatnio  zauważyłam, że przesiadł się na wózek,czesto  stał pod tym drugim wejściem. W piątek wychodząc od mamy, po wyjściu z windy natknęłam się na tego gościa, do parteru z windy jest dokładnie 9 schodków, siedział przy tych schodkach w wózku i patrzył  na dół. Pomóc panu ? Pytam się, a mogłaby pani ? Jako że to jest facet ,nie gruby, ale jednak, a moja jedna ręka na  wpół sprawna, pytam się przechodzącej kobiety, pomoże mi pani ? A ta z taką pogardą ,nie tknę palcem tego śmiecia. Ooo ? Rozwiązalismy problem tak, że on się zsunął pupą po schodach, a ja z wózkiem już mogłam sobie poradzić. Potem pomogłam mu na ten wózek wejść. Usłyszałam w podziękowaniach ,że on tam pół godziny stał i wszyscy go mijali. Faktem jest, że facet cuchnął, że dotykałam czegoś mokrego i to sądząc po zapachu były siki, myłam ręce wciąż i wciąż. Mimo wszystko.. Zadzwoniłam do siostry, która pracuje w szeroko pojętych służbach socjalnych, z pytaniem co z tym gościem. Okazało się ,że rozmawiała z nim pomagając mu własnie przy wejściu, czy zejściu. I jeżeli on sobie nie życzy pomocy  z systemu to nikt nic nie może zrobić.

Maćka otruto, poryczałam się.. 

Cuda pani, cuda

  Zanim o cudach będzie, wspomnę o nudnej, zakrapianej deszczem rzeczywistości. Działki i prac rolnych mam powyżej uszu, nic nie idzie zgodn...