Powrót do rzeczywistości bolesne doświadczenie, dzień dobry: szare, zwykłe życie, tyle z pozytywów, że na miejscu z dziesięc stopni więcej niż nad morzem. Kot z lekka obrażony, ale cały i zdrowy, sąsiadka sprzątała po nim, chociaż nie musiała, kilkadziesiąt sadzonek * na oknie w dobrej kondycji.
Wyjazd był, jak to ując w stosowne słowa? Wspaniały, niezwykły. 460 osób pełnych pozytywnej energii, radosnych, życzliwych, przyjacielskich. Masa uśmiechniętych twarzy. Nieufna, ostrożna, poczułam się po paru godzinach swobodnie, niczym w dużej rodzinie. Trudno było pod względem pogodowym, wiatr nad morzem zjawisko jak najbardziej naturalne, ale pizdziło naprawdę ostro i prosto w twarz. Kiedy jechaliśmy wzdłuż morza, po klifach, ubrana we wszystko co zabrałam ze sobą, czyli podkoszulkę, bluzę, rozpinaną bluzę, kurtkę, kamizelę, było akurat, kiedy zjeżdżaliśmy niżej w miejsca bardziej osłonięte, człek się topił w pocie. Nie można było się za często zatrzymywać,czyli rozbierać i ubierać ponownie, podzieleni byliśmy na grupy 15 osobowe, i jeżeli dana grupa za często stawała, doganiały ją inne grupy i robiło się zamieszanie .Najcięższy był drugi dzień z Jastrzębiej do Gdyni, tak wiało, że myślałam chwilami,że odpuszczę, nie dam rady. Jechaliśmy dosyć szybko, trzos grupy to faceci powiedzmy 40 letni, no i my z A. emerytki. Ale moc grupy jest wielka. A. okazała się świetną babką, szacun wielki. Nie przepadam za towarzystwem swoich rówieśniczek, wiadomo, że nie można wszystkich równać do jednej sztancy, ale wydają mi się często takie matronowate, uczepione tego co było, sztywne, mało elastyczne. Do tego jeszcze zazwyczaj religijne, a kiedy dowiadują się, że jam agnostyczka, to oburzenie, bo żyję w grzechu ( ludzie, w jakim że ja grzechu żyję? ), albo próbują mnie naprawiać. U. znajoma z cyber zajęc, usil€jąca się ze mną zaprzyjaznić, kolejna kawa na mieście, częste telefony, esy. złożyła mi takie życzenia świąteczne, w co trzecim słowie chrystus, że zaniemówiłam wprost, bo wcześniej o religii ani słowa nie było. Ale wrócmy do koleżeństwa wyjazdowego. A jest inteligentna, z dziesięcioma pomysłami na minutę, z poczuciem humoru zabarwionym złośliwością, bezpośrednia i komunikatywna. Aczkolwiek nie cierpiałam jej bardzo przez parę godzin. Przed rajdem noclegi mieliśmy w apartamencie, gdzie każde z nas miało swój pokój i kiedy chciałam mogłam iść do siebie i walnąc się na łózko, zdumiewający był tam przedpokój, wielki regał zawalony wprost polską i nie tylko fantastyką od podłogi aż po sufit, budząc się o trzeciej nad ranem nie nudziłam się ani chwili. Kryzys miałam podczas nocowania rajdowego, małe pokoiki i nas troje. Kiedy jedno się poruszało, dwoje musiało siedzieć na łóżkach. A wpadła do pokoju i krzyczy to moje łózko, moje. Z lekka osłupiałam. Dwa poj. łóżka obok siebie i trzecie trochę w kącie, wydawało się oczywiste, że będzie dla mnie. Nie było, A walnęła swoje rzeczy, nie lubi z nikim spać i już ?! Spotykając A i J na wyprawach uznawałam ich za parę, zawsze trzymali się razem, toteż kiedyś, gdy usłyszałam jak mówi ,że mąż dzwoni, lekko zaokrągliły mi się oczy, ale nie należę do osób, które interesują się kto, z kim i gdzie,po za tym pobyt w Holandii bardzo przemeblował mi głowę. I tak to leżałam w nocy czując oddech obcego faceta na szyi, dziwne uczucie, aczkolwiek do J żadnych zastrzeżen mieć bym nie mogła. Oaza spokoju i opanowania. Jak wracałyśmy z powrotem, miałyśmy ponad godzinne oczekiwanie w środku nocy na dworcu, dopadła nas tam taka głupawka, że wyłyśmy ze śmiechu, bo do windy dworcowej nie chciał zmieścić się rower, bo wc było nieczynne, bo ludzie gapią się na nas, (też bym się gapiła) normalnie kulałyśmy się po brudnej podłodze J. stał niewzruszony i proponował herbatkę na uspokojenie, następny paroksyzm śmiechu. Nie przypominam sobie ,zebym w ostatnich latach doświadczyła takiej beztroski i radości jednocześnie.
Rano zazwyczaj jeszcze było spokojnie.I wieczorami wiatr cichł.Początek zbiórki na HeluUstawianie się do wyjazdu.W oczekiwaniu.* nie wiem po co mi kilkadziesiąt sadzonek pomidorów, wysiało się niechcący i urosło ..
:-DD aniemówiłam, z morzem i wiatrem żartów nie ma. Pomysl, ze ja mam tak każdego dnia. no to miałaś fajną przygodę i fajnych ludzi :-) ta twoja A z pewnością ma adhd :-p Podziw mój masz nieustająco i będę ci to mówić, pisać do urzygu. Brawo.
OdpowiedzUsuńno ja mam podobnie, ze nie wiem jak reagować, gdy ktoś mi w życzeniach o Chrystusie...
Fakt, dostałam popalić, ale widoki, warte chyba każdego cierpienia. Na dokładkę, wiatry tutejsze, które przedtem skłaniały mnie do odstawienia dwóch kółek, w porównaniu, wydają się teraz zupełnie niegroźne.
OdpowiedzUsuńPodziwiamy się chyba wzajemnie ;)
Morze może wszystko. Przemoże nawet ZŁO, jakim jest rower.
OdpowiedzUsuńMorze , dla każdego coś dobrego. Na rowerze jeździłaś kiedyś ? czy tak profilaktycznie się zapatrujesz na kwestię kręcenia pedałami.
OdpowiedzUsuńFajnie Cię zobaczyć, mam nadzieję, że powolutku ku lepszemu .
Jeszcze mi mdło, ale jutro już naprawdę muszę do pracy... Jeździłam na rowerze. I ile bym nie jeździła, tyle zawsze bolał mnie zad. Od dzieciństwa po dorosłość, rowery różne, siodełka różne. No to porzuciłam głupie urządzenie i nie byłoby problemu, gdyby nie rowerzyści. Na chodnikach stwarzają zagrożenie, na ulicach stwarzają zagrożenie (chciałabym móc strzelać do nich, a przynajmniej do niektórych, zza kierownicy), ścieżki rowerowe to mit przerywany. No, rozpacz. ale tacy, co jadą grupą przez las, mi nie przeszkadzają 💕😀
UsuńZ siodełkami i ja mam problem, ponoć są takie, od których cztery litery nie bolą, tak w każdym razie mówią niektórzy. Odnośnie przestrzegania zasad ruchu drogowego zawsze znajdzie się głupi i głupszy czy to za kierownicą czterech czy dwóch kółek. Dziwne tylko ze na zachodzie, w takiej Holandii np. jakoś wszyscy łatwiej się dogadują.
UsuńPraca, Twoja kochana praca 🙂