niedziela, 24 listopada 2024

Nie nadaję

się do ludzi, moim przeznaczeniem powinna byc wieża latarnika ew. odosobniony kawałek lodowca, gdzie np. mogłabym liczyć pingwiny, więc co ja tutaj robię, hmm ? Wspominałam gdzieś wcześniej, że na cyber zajęcia chodzę. Przemiła prowadząca, nieduża grupa ludzi pragnących przełamywać bariery i wygląda na to że więcej się tam nie pokażę. Na ostatnich zajęciach jedna z uczestniczek zarzuciła mi głośno w trakcie tychże zajęć, że się szarogęszę, ,ze za dużo mówię i ogólnie przeszkadzam, bo ona nie chce słuchać mnie tylko  prowadzącej. Zapadła cisza, ja lekko zgłupiałam, a pani omawiająca  tematy komputerowe zaczęła mnie bronić, że ona woli dialogi, że ceni zaangażowanie. Nosz..,zmrożona, nie odzywałam się do końca lekcji, nawet gdy koleżanka siedząca obok prosiła o pomoc. Miewamy np. do wykonania jakieś ćwiczenie, zazwyczaj ogarniam to szybciej, jeżeli nie wychodzi jedną mańką próbuję drugą,aż osiągnę pożądany rezultat;( jestem o wiele śmielsza w sali komputerowej niż u siebie w domu ,bo jak w domu coś nabroję znikąd pomocy), pani utyka przy jednym delikwencie, który ni w ząb nie łapie w czym rzecz i bywa stoi przy nim z 15 min. wówczas jak ktoś się pyta jak zrobiłam daną rzecz podchodzę i tłumaczę jednej osobie, potem następnej. Kiedy prowadząca omawia jakiś temat, kierując zapytania do słuchaczy i cisza na sali wtedy się odzywam. Do głowy mi nie przyszło, że moja aktywność może przeszkadzać. Prowadząca przysłała do mnie 3 maile, w pierwszym mnie przepraszała,(ale za co? ) w drugim zapewniała, że ceni mnie bardzo, trzeci uświadomił mi,ze nie jest to już sprawa między mną a tą drugą osobą, że wykładowczyni przejęla się incydentem, możliwe bardziej niż ja a  nie chcę generować żadnych problemów, tworzyć napięcia w grupie. Niepotrzebne jest to nikomu.

 W życiu codziennym ciąg dalszy niepracowania. Myślę teraz że brak pracy był jednym z powodów mojego wcześniejszego zapadnięcia się w sobie. Praca nawet niechciana, nielubiana nadaje życiu rytm, jakieś ramy. Nawet teraz budzę się o godzinie piątej i mam, jak daję słowo, poczucie winy ,ze leżę w łóżku pod ciepłą kołderką, że wszyscy pracują a ja sobie leżę ot tak,bo po prostu mogę. Dziwne i obce poczucie bezczynności. więc o szóstej zaczynam zakuwać słówka.. Dłużej sypiam, więcej czasu spędzam z mamą, dużo czytam, wałęsam się tu i tam, szkoda ,ze czas ani nie rowerowy ani działkowy, ale może taka mniejszą aktywność też trzeba zaakceptować. Ofert pracy w sumie nie brakuje, ale na myśl o sprzątaniu, żołądek robi mi fikołka, więc do końca roku daję sobie czas na odpoczynek, może po drodze wymyślę coś innego. Ach złudne nadzieje..

 

środa, 20 listopada 2024

Deszcz

 W miniony czwartek jak wiadomo, albo i nie wiadomo, bo ja np. do tego roku żyłam w błogiej nieświadomości istnienia tego dnia, był dzień seniora, i z tej okazji nasza zacna pkp urządziła promocje, wszystkie pociągi pośpieszne, expresowe za jeden zł polski. Przypomnę, że nadal nie pracuję, więc grzech nie skorzystać. Gdybym jechała sama, zaszalałabym, ale chęć wyraziła koleżanka, i nie chciała bardzo daleko. Padło na Olsztyn, w którym ona nigdy nie była a i ja tylko przejazdem. Myślałam, żeby rowery ze sobą zabrać, ale H nie była tym pomysłem zachwycona, więc odpuściłam, na całe szczęście zresztą bo to byłaby prawdziwa masakra. Ledwo wysiadłyśmy z pociągu zaczęło mżyć, potem padać , raz trochę mniej, raz trochę więcej za to nie przerwanie przez dzień cały. Obeszłyśmy najpierw jezioro Długie, leżące nieomal przy Dworcu Zachodnim, urokliwe i z alejką dookoła, z kładką pośrodku łączącą oba brzegi, potem podmoknięte już dosyć zahaczyłyśmy o mcdonalda, potem łaziłyśmy po starówce ,zamek , kościół, muzeum. Standard. Co mi się rzuciło w oczy, wszędzie schodki w prawo , w lewo, na dół , do góry, i Łyna, płynąca przez całe miasto, nawet w deszczu ,cudna. Jedna kawiarnia, druga, ubrana byłam w ciepłą nieprzemakalną kurtkę, ale w pewnym momencie jak zaczęło mną telepać, to nie odpuściło przez kilka następnych dni. Przypuszczam, że to przez łeb, na który nie wzięłam czapki, a kaptur zakładam w ostateczności, i spędzenie całego dnia z mokrą głową w temp. około 2 stopni wywołało taki, a nie inny efekt. Wydaje się komuś, że ciągle młody jest, he, he...Jako, że ze względu na pogodę chodziłyśmy mocno przyśpieszonym krokiem, zostało nam jeszcze sporo czasu do pociągu, a niedaleko następne jezioro Ukiel, więc podążyłyśmy w tym kierunku. Zaiste super pomysł, w zmierzchającym już dniu, podczas lejącego deszczu, nad samym jeziorem zaczeło jeszcze ostro powiewać, ale były tam były przeróżne mola, łódki ,plaże i szłyśmy i szłyśmy nie widząc nieomal drogi przed sobą. A powrót ? Kiedy się nie pamięta , bo ciemno jak w dupie Maryny , która to ścieżka do cywilizacji wiedzie. Gdyby nie komórka , pewnie zostałabym tam zamarznięta na amen. 

   Piszę tego posta od dwóch dni, przedwczorajszego wieczoru, zapukała sąsiadka z wielkim talerzem ciacha, wiadomo trzeba pogadać, więc wieczór i nastrój do pisania minął. Mam świetną sąsiadkę, razu jednego mój kot się do niej wślizgnął i nie bawiąc się w delikatne słówka, obsrał i obrzygał jej łóżko, i kapę z fotela, on czasami tak ma. Ktoś inny aferę by zrobił, a ona kiedy zbierałam te brudy żeby je wyprać , z ręki  mi wyrywała , bo jej pościel i do niej należy to pranie.  Wczoraj wkurw mnie na życie wziął i ochoty do skończenia tychże wypocin żadnego cienia nawet nie miałam.

Wracamy do deszczu. W sobotę wybierałam się na wycieczkę, fajna miała być w moich leśnych klimatach, ścieżkami którymi do tej pory nie szłam, ale kiedy rankiem wyjrzałam przez okno , krople zobaczyłam, a ciągle jeszcze czułam w kościach czwartkową wilgoć i jako ,ze na miejsce zbiórki musiałabym wyjść ze dwie godziny wcześniej, takie lipne połaczenie podczas weekendu mam, odpuściłam. W zamian udałam się w wędrówkę po sklepach, są wyprzedaże cebulek, a wyobrażanie sobie ogrodu pełnego kwitnących  tulipanów i innych takich dobrze mi robi. A że ja jak wspomniałam nie pracująca, więc oszczędzam i szukam okazji. A propos oszczędzania, jedna ze znajomych zaproponowała mi udział we wspaniałej wycieczce, Emiraty Arabskie, kilkanaście tysięcy, zdusiłam śmiech w zarodku. Podziękowałam grzecznie i powiedziałam ,ze ta destynacja nie leży w zasięgu moich zainteresowań podróżniczych, co nawet kłamstwem nie było, bo dysponując taką kwotą na wyjazd wybrałabym zdecydowanie inny kierunek.      W niedzielę miałam wyjście na koncert, szłam niechętnie bo wyjście w tłum, zawsze mnie nieco stresuje, ale fajnie było, Kayah, Mariusz lubomski , Koteluk, Kalush Orchestra i inni, trochę żywiołu, trochę poezji. Ubrałam płaszczyk, żadne z nakryć głowy mi do niego nie pasowało, więc bez, parasolki też nie wzięłam bo miałam ze sobą maluchną torebusię. Chciałam się ubrać nieco odmiennie niż zazwyczaj, więc nie spodnie ,tylko wyciągnęłam czarną szmizjerkę nie noszoną od kilku lat, wlazłam w nią o dziwo, aczkolwiek z oporami, brzuszysko tylko szpeciło całokształt, zaczęłam szukać gaci korygujących, kupiłam je kiedyś kiedy nosiłam rozmiar34/36, jak to człowiek nasrane w głowie ma. Wychodzimy po koncercie na zewnątrz a tam leje deszcz, przechodzący w śnieg z deszczem, tramwaj nam uciekł, poszłyśmy zatem na inny przystanek i znowu po chwili wyglądałam jak zmokła kura i się trzęsłam z zimna, bo i kiecka raczej krótka. A kiedy wróciłam do domu ,dygocząc okazało się że zamek na plecach się zaciął, sąsiadka wyjechała i znikąd pomocy, 15 minut walczyłam z ciasną kiecką nie mogąc się od niej uwolnić, aż w koncu zrobiłam łańcuszek z agrafek i zaczepiwszy o koniec zamka to ustrojstwo, po którymś pociągnięciu w końcu odzyskałam wolność. Kiecka wylądowała w pawlaczu na następne parę lat. A dzisiaj o dziwo nie pada...

  

poniedziałek, 11 listopada 2024

Na językach

Siedziałam sobie w czarnej dziurze, wyłączywszy się nieomal . W mojej niewielkiej przecież rodzinie zle się dzieje. Któregoś niedzielnego południa ja z jednej strony, inni z drugiej szliśmy wzdłuż brzegu Wisły szukając, czego ? Śladów, przedmiotów bliskiej osoby. Nie umiem i nie chcę o tym teraz pisać.

Miałam w przeszłości epizod kiedy stałam na krawędzi. To było wówczas gdy małżeństwo mi się rozpadało. Dotarło do mnie,nagle i nieodwołalnie ,że niemożliwe jest dalsze życie z moim wówczas jeszcze mężem. Że mieszkanie z kimś kto bez przerwy kłamie ,obwinia o wszystko i jest zdolny do najgorszego świństwa nie ma racji bytu, z drugiej strony nie umiałam wyobrazić sobie niczego innego. Tak cierpiałam, że zrozpaczona, którejś nocy wstałam, wsiadłam w samochód, zaparkowałam naście km za miastem i wlazłam na tory. Zaczęło grzmieć, lać, a ja w krótkiej koszulce stałam coraz bardziej zmarznięta, pociągu ani śladu (potem sprawdziłam, w tamtym kierunku nocą pociągi nie jeżdzą ani wtedy ani teraz). W pewnej chwili byłam tak przemoczona i zlodowaciała ,ze jedyną moją myślą było ogrzać się, więc szczękając zębami, wróciłam do samochodu; zamiar odkładając na pózniej,w oczekiwaniu na bardziej sprzyjające okoliczności ;).

Zaczęłam wychodzić z domu nieomal na silę. Długo nieodbywany marsz z petetekiem, 20 km, ledwo dałam radę, pod koniec to juz nieomal tylko siłą woli szłam. I Niespodzianka, która ukuła mnie zadziwiająco mocno, mój pan dotykalski za rączkę z inną. Aż po powrocie usiadłam zastanawiając się o co kaman. Czy na jakimś poziomie nieświadomie zainteresowana byłam. No nie, facet nie z mojej bajki. Zbyt nachalnie, bez żadnego wyczucia przekraczał granice  przestrzeni osobistej, a rozmowy z nim, rany, długo i rozwlekle rozwijał wątek, kiedy ja np. oczekiwałam krótkiej, konkretnej odpowiedzi. Przypuszczam że pewnie trochę ego ucierpiało, że taka zastępowalna jestem a dwa żal,zazdrośc , tęsknota, że komuś dana jest bliskość i intymna relacja z drugim człowiekiem. Ano coś  za coś. 

Najbardziej pomogła mi uspokoić mysli nauka. Dołożyłam sobie dwa dodatkowe języki i skupiwszy się na rozumieniu i poznawaniu nowych słówek przestawałam się dręczyć.  Taka mantra dla szarych komórek. Na duolingo przygarnęłam również matematykę w celu szybkiego nabijania punktów i uuups, ułamki o róznych mianownikach zmogły mnie i zmusiły do szukania na youtubie tłumaczenia, zaznaczam że maturę z matematyki kiedyś tam zdałam.

Ledwo zaczęłam wyłazić ze swojej dziury, dostałam esa od dziecka, które bywa w Polsce 3 razy w roku. Z wielkim pytaniem i info, że ciotka E chodzi po ludziach i opowiada o tym jaka podstępna i zdradziecka wywłoka ze mnie. W pierwszej chwili zamarłam, gdzieś w środku byłam przekonana, że kiedyś E przyjdzie do mnie i przeprosi. Wygląda na to ,ze dzieje się dokładnie odwrotnie. Przyszła kiedyś też do mojego e-xa, który wyśmiał jej rewelacje, na co zagroziła pieniąc się, że sprawa do prokuratury trafi. Smieszne, ale i straszne, bo ona już przedtem wytoczyła dwie sprawy sądowe innym znajomym, i skarżyła się że korupcja i kolesiostwo straszne, a ja współczująco kiwałam głową. Jakieś zaburzenie psychiczne ? Efekt jest taki, że jak ktoś się na mnie dłużej gapi, to się zastanawiam czy to znajomy mojej koleżanki. A taka porzundna kobita była, zasłyszane. Może z powrotem do dziury ?

"Gdybyś innym ptakiem był"

Moje stare kości czują wczorajszy wypad rowerowy. Ok. 70 km. i aż tak, żeby mnie wszystko bolało, żarty doprawdy jakieś. Na wycieczce piesze...