się do ludzi, moim przeznaczeniem powinna byc wieża latarnika ew. odosobniony kawałek lodowca, gdzie np. mogłabym liczyć pingwiny, więc co ja tutaj robię, hmm ? Wspominałam gdzieś wcześniej, że na cyber zajęcia chodzę. Przemiła prowadząca, nieduża grupa ludzi pragnących przełamywać bariery i wygląda na to że więcej się tam nie pokażę. Na ostatnich zajęciach jedna z uczestniczek zarzuciła mi głośno w trakcie tychże zajęć, że się szarogęszę, ,ze za dużo mówię i ogólnie przeszkadzam, bo ona nie chce słuchać mnie tylko prowadzącej. Zapadła cisza, ja lekko zgłupiałam, a pani omawiająca tematy komputerowe zaczęła mnie bronić, że ona woli dialogi, że ceni zaangażowanie. Nosz..,zmrożona, nie odzywałam się do końca lekcji, nawet gdy koleżanka siedząca obok prosiła o pomoc. Miewamy np. do wykonania jakieś ćwiczenie, zazwyczaj ogarniam to szybciej, jeżeli nie wychodzi jedną mańką próbuję drugą,aż osiągnę pożądany rezultat;( jestem o wiele śmielsza w sali komputerowej niż u siebie w domu ,bo jak w domu coś nabroję znikąd pomocy), pani utyka przy jednym delikwencie, który ni w ząb nie łapie w czym rzecz i bywa stoi przy nim z 15 min. wówczas jak ktoś się pyta jak zrobiłam daną rzecz podchodzę i tłumaczę jednej osobie, potem następnej. Kiedy prowadząca omawia jakiś temat, kierując zapytania do słuchaczy i cisza na sali wtedy się odzywam. Do głowy mi nie przyszło, że moja aktywność może przeszkadzać. Prowadząca przysłała do mnie 3 maile, w pierwszym mnie przepraszała,(ale za co? ) w drugim zapewniała, że ceni mnie bardzo, trzeci uświadomił mi,ze nie jest to już sprawa między mną a tą drugą osobą, że wykładowczyni przejęla się incydentem, możliwe bardziej niż ja a nie chcę generować żadnych problemów, tworzyć napięcia w grupie. Niepotrzebne jest to nikomu.
W życiu codziennym ciąg dalszy niepracowania. Myślę teraz że brak pracy był jednym z powodów mojego wcześniejszego zapadnięcia się w sobie. Praca nawet niechciana, nielubiana nadaje życiu rytm, jakieś ramy. Nawet teraz budzę się o godzinie piątej i mam, jak daję słowo, poczucie winy ,ze leżę w łóżku pod ciepłą kołderką, że wszyscy pracują a ja sobie leżę ot tak,bo po prostu mogę. Dziwne i obce poczucie bezczynności. więc o szóstej zaczynam zakuwać słówka.. Dłużej sypiam, więcej czasu spędzam z mamą, dużo czytam, wałęsam się tu i tam, szkoda ,ze czas ani nie rowerowy ani działkowy, ale może taka mniejszą aktywność też trzeba zaakceptować. Ofert pracy w sumie nie brakuje, ale na myśl o sprzątaniu, żołądek robi mi fikołka, więc do końca roku daję sobie czas na odpoczynek, może po drodze wymyślę coś innego. Ach złudne nadzieje..