niedziela, 28 lipca 2024

W opozycji

do tych wszystkich pięknych zdjęć, które oglądam na blogach, i nie tylko na blogach, w ramach niejako buntu przeciwko,


pokażę dziś w sposób obrazkowy swoją rzeczywistość. Na działkę jeżdżę tak pi razy drzwi trzy razy tygodniowo, mus bo podlać, bo zebrać, bo skosić. Mieszkam przy parku i dzień w dzień przez niego przejeżdżam

 Dalej mijam nowo budowany kościółek, to będzie 4 na naszym osiedlu, możliwe, że z intencją Myśl Jezusowa bliżej człowieka, a z kolei biblioteki, filie są likwidowane, zresztą nie dziwię się temu, niektóre funkcjonowały w katastrofalnych warunkach, teraz mamy nowoczesne mediateki.

Przejście, na którym autorki nieomal nie zlikwidowano, przez kilka miesięcy rekonwalescencji, każde przejście przez pasy przyprawiało mnie o zawroty głowy, drżenie kolan, bladość lica. Pół biedy, kiedy był sygnalizator, przy przejściu bez: stałam, stałam i stałam, czasami ktoś się litował i pomagał. Potem jadę parę km. wylotówką na wawę, łączącą też osiedla z centrum.

Ulica Warszawska wiedzie do centrum,strona prawa prowadzi do jednego z dworców kolejowych, ja skręcam w lewo na bulwary.


 

Nowo wyremontowanym bulwarem jedzie się cudnie, ale rano, w południe jest tłok, turyści, wycieczki, do końca życia tęsknić będę za ścieżkami w Holandii, które czasami okupywały tylko kaczki i łabędzie, a nie piechurzy jak tutaj.

Po zjechaniu ze ścieżki przejeżdżam koło pana,

i koło panów

i pań

Jest to bardzo urokliwa dzielnica miasta pełna odrestaurowanych i nieco zapuszczonych budynków.

Potem jadę znowu przez park, skręcam w dół, w chaszcze, droga jest nieutwardzona, pełna dziur i wybojów, ale po zjezdzie w dół, łąki nadwiślańskie.

Fundacja im.Brata Alberta pomaga dzieciom. Dwa machy pedałami i są działki.

Ze wspomnień wczorajszej marszruty dominują dwa akcenty. Szliśmy polną drogą, gdzie rosły i leżały sobie mirabelki, kilkadziesiąt drzewek, dosłownie oblepionych owocami, czerwonych i zółtych, a jaki zapach! Krótkie portki okazały się złym wyborem, moje nogi nie wytrzymały kilkugodzinnej ekspozycji na słońce. Całe łydki mam w okropnie wyglądających czerwonych bąblach, to gorzej wygląda niż jest, bo aloes łagodzi pieczenie, ale co jutro do pracy, włożyć szorty i narażać ludzi na nieprzyjemny widok, z kolei długie, nawet zwiewne będą mnie razić i potęgować ból. Dylemat odłożę do rana.





 

 

 


 

 

niedziela, 21 lipca 2024

Kiedyś


 miałam stary komputer, który kiedy gorąco było, zaczynał brzęczeć i buczeć, a po pewnej chwili totalnie strajkował, obawiam się, że moje zwoje mózgowe, są podczas upału w podobnym stanie, toteż za dużo ostatnio nie myślę. Wyczytałam gdzieś, o stanie: 'depresyjna hedonia" czyli "niezdolność do robienia czegokolwiek poza poszukiwaniem przyjemności". U mnie przejawia się w tym, że oglądam koreańskie produkcje, polskich ostatnich komedii na Netfixie nie jestem w stanie do oglądać do końca, niech mi ich fani wybaczą, nawet gang zielonej..., która to pierwsza część miała swoje zabawne momenty, męczę po połowie odcinka, próbując oglądać głównie z sympatii do bohaterek. Więc jeżeli ktoś ma ochotę na beztroską godzinę zapomnienia polecam np. Panna dzień i noc. W serialu ewenementem, jak na koreańskie standardy, jest to, że główną rolę nie kreuje porcelanowa, śliczna laleczka, tylko nieatrakcyjny babsztyl w wieku mocno średnim. Komedia trochę głupia i zakręcona z wątkiem kryminalnym. Z książek skończywszy na razie fantastykę, ileż można, śniły mi się już po nocach otchłańce, alga-ka-i  i rózne takie. P. Bretta czytałam,może 6 albo i więcej całkiem grubych tomów, przerzuciłam się na panią O.Rudnicką, nie wszystkie pozycje ma równie zabawne, ale kilka jest wartych uwagi. Gdzieś w głębi żal też czuję do świata(?) , że inni jeżdzą w fajne miejsca, a mi pozostaje tylko oglądać obrazki. Wiem, wiem jakbym się bardzo mocno uparła, mogłabym skoczyć tu czy tam, ale kiedy pomyślę o rzeczach do ogarnięcia przed, moje chęci jakoś tracą impet. Zacząwszy od głupiego kota(to nie kot jest głupi,tylko problem), dwa razy był pod cudzą opieką, raz przychodziła koleżanka karmić, nie jadł nic, w chwili kiedy wróciłam kontener w rękę i z kotem do veta pod kroplówkę. Następnym razem zostawiłam go u rodziców, uciekł, przez parę wieczorów, po powrocie z pracy, łaziłam po wszystkich krzakach wołając Kevin! Kevinek ! Cóż chciałaby księżniczka, aby rozłożono przed nią czerwony dywan i karoca czekała na rozkazy, nie, nie karoca, wolałabym tak jak u Karolci zaczarowany koralik. 

Zdjęcie, które miało być na deser wskoczyło gdzie chciało, kiedy uda mi się  w dzień powszedni, przed południem wyjechać, jestem tylko ja i jeziorko i taki spokój; przesadzam rzecz jasna, w trzcinach tkwią poutykani wędkarze i budka sprzedająca lody i zapiekanki też już jest zazwyczaj otwarta, ale kiedy pływam zapominam...

niedziela, 14 lipca 2024

Ptasie przedszkole

Mam na balkonie. Sikorkowe  dzieci siedzą w kwiatach, i na podstawkach, na półkach od regału, ale co najgorsze beztrosko ćwierkolą i podskakują na posadzce, a kotu tylko oczy się świecą,  co jakiś czas głośno krzyczę, nie wiem co o tym myślą sąsiedzi, krzykiem nie chcę straszyć kota, ale ostrzegam ptaszki, kiedy widzę jak kocur czołgalskim zasuwa w kierunku drzwi balkonowych. Kevin w ogóle urozmaica mi życie, oprócz ptaszków żywiołowo interesuje się świerszczami, nie wiem skąd się biorą, ale co chwila jakiś pojawia się w mieszkaniu, a kot nie spocznie póki nie dopadnie. Którejś nocy gwałtownie usiadłam na łóżku obudzona głośnym hałasem. Książki mam poupychane w różnych miejscach, czasami tak byle jak, i kot skacząc pod sufit za zielonym stworzeniem zwalił taki stosik blisko mojej głowy. Chowam więc w bezpieczne miejsce okulary i komórkę, zamykam lapka, a część książek poprzenosiłam na podłogę, pózniej pomyslę co z nimi zrobić.

Wczoraj wybrałam się na wycieczkę z petetekiem. Pierwszy raz od wielu tygodni. Ciśnienie mi się nieco podniosło, kiedy minutę przed odjazdem autobusu, pojawił się bohater jednego z moich postów. Jednakowoż potem, po paru km. marszu ciśnienie mi opadło, a poczucie porzucenia przyjęłam z dumom i godnościom osobistom. W ekipie pojawiła się pani w kusych spodenkach i mini topie, i wspomniany pan dotrzymywał jej towarzystwa, nie zwracając na nic innego uwagi. Pani wyglądała sympatycznie i kontaktowo, nie to co ja wcześniej, łypiąca wokół złym okiem. Szłam jak chciałam, rozmawiałam z kim chciałam, swoboda i luz. Rozczarowana tylko deczko trasą byłam. Pojechaliśmy bowiem do Ciechocinka, więcej w tym roku tam się nie wybiorę, myślałam, że będziemy wracali przez lasy, ale przewodnik ładnie mi wytłumaczył że nielzia, bo to poligon, i drony latają, dwie osoby mogłyby przemknąć ale taka grupa i co on by w sprawozdaniu napisał ? Więc szliśmy nieomal śladem ścieżki rowerowej, tylko ścieżka wiedzie wzdłuż wałów, a my szliśmy po wałach co stworzyło trochę inną perspektywę. Niby tylko 20 kilometrów, ale jeszcze czuję w nogach, ostatnio jakby mi tyłek przyrósł do siodełka i mało co chodziłam, usprawiedliwiam się upałami, które nie najlepiej znoszę. Jedno zdarzenie nieco mi humor zwarzyło, natknęłam się na swoją eks przyjaciółkę, udała,że mnie nie widzi, jakby powiedzenie mi cześć ujmę miało jej przynieść. Wkurzyłam się i przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć jej, że durna jest i bezmózg, ale ostatecznie gryzłam się w język. Przyszło mi do głowy, że to pretekst był, może znajomość z takim antychrystem jak ja zaszkodziłaby jej w zasłużeniu na zbawienie. Ostatnio już cierpliwości nie miałam do słuchania jej bajań w temacie pierwszego świętego najwielebniejszego ojca Rydzyka i drugiego w kolejności prezesa. Próbowałam zmieniać temat, a kiedy nie działało słuchawki do uszu. Może więc ja nie byłam dobrą koleżanką.

poniedziałek, 8 lipca 2024

"Za duży na bajki"

O części pierwszej myślę, występuje tam dziecko, delikatnie mówiąc słusznych gabarytów, którego ni stąd ni zowąd zaczął przypominać najmłodszy wnuk. W ciągu ostatniego roku zrobił się normalnie gruby. Nie wiem skąd ta waga, bo córa to chucherko, nie waży nawet 50 kg., zresztą cała reszta rodziny z jednej jak i z drugiej strony nie ma problemów z wagą a tu masz. Moje relacje z najstarszą córą są delikatnej natury, mamy odmienne podejście nieomal do wszystkiego, ale największe spięcia dotyczyły dzieci, wyciągałam je przy jakiejś okazji i tu i tam, wracały brudne, zziajane i mocno spóznione na umówioną godzinę. Wiem, że aktywność fizyczna nie jest panaceum na wszystko, ale mnie kilkakrotnie dosłownie postawiła na nogi, więc przekonana jestem że dwojgu żywym chłopcom nie zaszkodzi ruch i zmęczenie. Jednakowoż prowadziło to do dużych sprzeczek więc wycofałam się, bo obrywałam nie tylko ja ale i dzieciaki. Więc jest jak jest, a dzieciaki praktycznie nie wychodzące, niemal jak mój kot. Ostatnio córa jednak zauważyła problem i zgodziła się żeby kiedy mam czas zabierała je nad jezioro np. Starszy miał inne plany, więc pojechałam tylko z małym i zatęskniłam za samochodem okrutnie. Dwa razy tramwajem, potem napakowanym autobusem, sama podróż to już za dużo, a potem na plaży, jak tylko z wody wychodził, łapał za komórkę i cały czas walczyłam z nim, żeby pobiegał, pograł,moja książka nie ruszana leżała. Drugoklasista, ma już drugi aparat komórkowy, ale nie ma roweru. Kupiłabym mimo swojej mizerii finansowej, oczywiście używany, ale ja już kiedyś sprezentowałam fajny rower starszemu, tylko sprzęt jakoś szybko zniknął, ptaszki ćwierkały, że zięć go sprzedał. Może gdybym miała miejsce trzymałabym ten rower u siebie, ale piwnica zawalona towarem, od likwidacji trzeba go trzymać 5 lat i moje dwa kółka tam ledwo wpycham, a nosić na czwarte piętro ? W każdym razie biegałam, ścigałam się, rzucałam pilką i w niedzielę masakra, byłam taka padnięta, że nie ruszyłam sie wcale z domu.

Wypad nad Jeziorakiem udany wielce, pomimo upału, nie odczuwałam go wcale, spora część trasy prowadziła nieomal nad samym brzegiem,przez lasy, a jeżeli odbijało się trochę dalej to i tak jechało się pod szpalerem drzew, aleje lipowe, szkoda, że już przekwitły. Nie kąpałam się, po prawdzie zle zadysponowałam czasem, i drugą połówkę jeziora objeżdżałam jak szalona nie zatrzymując się nawet na picie ,bo pociąg. A widoki, a zdjęcia ? Tylko na początku. Niewątpliwie wybiorę się tam jeszcze kiedyś. 


 




"Gdybyś innym ptakiem był"

Moje stare kości czują wczorajszy wypad rowerowy. Ok. 70 km. i aż tak, żeby mnie wszystko bolało, żarty doprawdy jakieś. Na wycieczce piesze...