wtorek, 8 lipca 2025

Tydzień pod psem

spędzony w sensie dosłownym. Najgorsze wieczorne wyjścia, moje normalne popołudniowe jakos bezkolizyjne były. A wieczorami cała osiedlowa populacja właczając i te duże osobniki.  Wilczury, rottweilery, dobermany a prowadzące je to zazwyczaj nieduże kobiety. Czułam się nieomal jakbym po polu minowym stąpała. Na każdym spacerze, mimo upałów towarzyszy mi mama. Widząc że Bari się spina i z drugiej strony babeczkę ledwo utrzymującą swojego czworonoga skręcałam w lewo w prawo , w krzaki,gdziekolwiek. Za mną mama po tej trawie do pasa, probująca przejśc za mną przez krzaczory. Kiedy raz i drugi utknęła, zaczęła w końcu chodzić alejkami osiedlowymi, ginąc mi z oczu. Pies, który chodzi jak chce, a kiedy nie chce wali się i bezczelnie patrzy na człowieka i mama kręcąca się bezradnie gdzieś dookoła. I tak 3, 4 razy dziennie. I ludzie uśmiechający się do mnie, odpowiadam uśmiechem, dzień dobry, my panią znamy: obserwujemy z okna, następny obcy przechodzeń, jak słyszę psa, wychodzę na balkon, żeby popatrzeć, to taki zabawny widok. Bari show, na ostatnie spacery sukienki zaczęłam zakładać, skoro pod obserwacją jesteśmy niechże się prezentuję 😁.To było nużące w sposób zadziwiający 10 dni, zaczęłam się czuć nieomal starsza od mamy, dreptu, dreptu z mamą, w kuchni radio na cały regulator, w pokoju telewizor takoż samo, dla mnie dzwięki  na dłuzszą metę nie do zniesienia. Jednak wpadać  na godzinę, dwie,a spędzać nieomal cały dzień to zupełnie dwie odmienne sprawy. Siostra w końcu zameldowała się w domu, więc we wtorek ja już o świcie..

Siedziałam na połamanej drabince od ambony myśliwskiej, przerwa na śniadanie, wszędzie na dole pałetały się  duże mrówy. Po drodze kupiłam w piekarni swieżą drożdzowkę, popijam kawą, dwa łyki przełknęłam, trzeci wyplułam, przedziwny smak, ohydztwo.Olśnienie, po ostatnim wypadzie zostawiłam w termosie  trochę płynu do mycia naczyń, żeby się dno przeczyściło, no i jak wstawałam rano, o tej czwartej złapałam  termos bezmyślnie , sruu kawę, zalałam wodą, i tak to popiłam drożdżówkę ludwikiem. Po drodze był sad, wiśniami próbowałam zabić smak płynu, potem w lesie jeszcze jagodami, bezskutecznie. 

Trochę padało, trochę bładziłam, a kiedy w końcu uznałam, że tyłek dostatecznie mnie boli i kolano zaczęłam czuć, czas na powrót, skusiłam się ,zeby zamiast wracać wytyczoną trasą asfaltową skorzystać z podpowiedzi aplikacji, która twierdziła, jeżeli skręcisz w las zaoszczędzisz 15 min. Droga przez las wstępnie wyglądająca niewinnie i miło okazała się drogą przez mękę. Ponadto internet się rwał się, pokazywało np.że za dwa km mam skręcić w jakąś przecinkę, potem brak zasięgu, przejeżdżałam ten skręt, potem wracałam, finalnie zamiast oszczędzić czas straciłam ponad godzinę. Siedziałam potem z ulgą w pociągu kontemplując swoje czarno siwe, bezsprzecznie bardzo brudne łydki.

niedziela, 29 czerwca 2025

Bywają takie dni


 



Nie jestem przesądna, żadne tam piątki trzynastego, żadne koty przebiegające drogę, gdyby koty mnie przerażały, to podczas swoich wycieczek po wioskach, nie zdołałabym ruszyć z miejsca, koty wszelkich rozmiarów i maści szwendają się nawet po pozornie bezludnych okolicach. Kiedyś jechałam za kotem, który uciekając przede mną, a raczej rowerem,biegł środkiem dróżki, potem skręcał w prawo, potem znowu w lewo i tak kilka razy i do tego czarny był niczym sam Lucyfer.  Czasami zwykłe dni bywają do kitu, rano, zazwyczaj kiedy  wstaję, lecę do kuchni postawić czajnik na gazie, potem łazienka. W piątek takoż  było, na szczęscie nie miałam w lazience żadnego czytadła pod ręką, buu biblioteki mają jakieś przerwy techniczne, a ksiązki ostatnio wypożyczone nie nadaja się do niczego a najmniej do czytania, mam cztery na kupce, czytam po jednej stronie i rzucam, potem biorę następną daję radę dwie strony i ręce mi opadają, nie da się czytać ni w cholerę. Wracając do piątkowego poranka, wychodzę z łazienki, zaglądam do kuchni a tam się hajcuje na całego, ścierka za blisko palnika była, złapałam za koniuszek i buch do zlewu, smród i dym w całym mieszkaniu.Córkę bym podejrzewała, pierdyka wszystko nie patrząc gdzie, a ja ostatnio tylko wodę gotuję i to zazwyczaj na innym palniku. Jem jogurt ubrana już do wyjścia, pac ,łyżka sama z się wyleciała w powietrze, bluzka i spodnie do wymiany. Jestem parę km od mieszkania, ale mysle intensywnie,  ogień w kuchni była przerazający, tam deski stoją nieopodal a jak któraś tli się tak niezauważalnie, a inne ścierki ? nie sprawdziłam,nie jestem pewna, zawracam, muszę sie upewnić, a nuż  znowu coś się pali... Dwie godziny pózniej jestem na cmentarzu u ojca, raz w tygodniu podlewam kwiatki, baniak do kranu tak przystawiam nieudolnie, że nagle w prysznicu stoję, nie dość ,że mokra to nie wiedzieć czemu w ziemi. Znowu do domu..😁

Kąpałam się dzisiaj, pierwszy raz w tym roku. Woda nieomal lodowata przy pierwszym dotknięciu, ale jak już się zanurzyło po czubek to przyjemnośc, ba radość z pływania zaraz się pojawiła. Czemu ja tak pózno sezon kąpielowy zaczęłam ? Niechybnie działka wszystkiemu winna. A to przy pomidorach, to fasolka, to kwiaty, to trawnik, ileż by się nie zrobiło, ciągle trzeba więcej. Uwiązana jestem przez najbliższe dni, zadnych wyjazdów, wędrówek. Siostra z mężem się urlopuje i mama i  pies na okrągło. Najgorsze są wyjścia wieczorne, pół osiedla spaceruje ze swoimi pupilami, Bari ma zdecydowane poglądy na towarzystwo, jednych toleruje, innych wprost nienawidzi, trzeba mieć baczenie kto i gdzie w zasięgu wzroku, spróbujcie utrzymać taką rozwścieczoną masę na smyczy. Dodatkowo wydaje sie, że w niektórych mieszkaniach bytują troglodyci, którzy po zjedzeniu posiłku resztki wyrzucają przez okno, a Bari do nich ciągnie niczym mucha do miodu.

Zdjęcia kwiaciorków, miały być na końcu. Dla mnie jest to najpiękniejsza pora roku. Wszystko pachnie, kwitnie, do tego truskawki i czereśnie, które żrę w ilościach nie do ogarnięcia. Nawet problemy ze snem wydają się nieco mniejsze, bo nawet kiedy budzę się w nocy, to za chwilę szarzy się i jaśnieje, można o czwartej wyjść na balkon i kwiatki podlać, dzień przywitać. 

niedziela, 22 czerwca 2025

Dziecko

 Pojechało, teraz siedzi na lotnisku i czeka. Miesiąc temu przyleciała na panieńskie przyjaciółki, teraz na jej wesele. Samoloty, taksówki, trochę przeraża mnie jej sposób zarządzania finansami. Ok ma dobrą pracę i dobre zarobki, ale tak trochę pomyśleć o tym, że w życiu różnie bywa, mogłaby ..Ma przecież mnie jako żywy przykład, na jakiej stopie zylam kiedyś, a jak w tej chwili wegetuję. Weekend w Londynie, Paryżu,  Majorka. Z drugiej strony tok mojemu myśleniu nadaje wiek i doświadczenie. Absolutnie słowa w tym temacie nie poruszam w rozmowach, jej pieniądze, jej życie, na blogu mogę :).

Piszę z komórki, pierwszy raz, spróbowałam czy się da i wygląda na to że jak najbardziej. Aczkolwiek lepiej mi się myśli kiedy mam duży ekran przed sobą a nie takie cipci jak w tej chwili.

Wędrówki z pttku dziadzieją, przewodnik organizujący długie,ciekawe trasy zaliczył awarię, taką do nie naprawienia raczej. A ci inni, drugi raz była trasa po lesie nieopodal mojego bloku. Nie twierdzę, że znam tam wszystkie ścieżki, ale nic w tym ciekawego jak dla mnie oczywiście.  Zatem wczoraj szósta rano odjazd z dworca. Za cel wybrałam sobie pewien niezwykły twór geologiczny, zobaczony w necie na zdjęciu. To była moja najdłuższa trasa od czasu wypadku, 120 może trochę więcej, bo trochę kręciłam się w kółko. Nie mam licznika, tylko kiedy wbijam w aplikację trasę pokazuje mi ilość km. Z jednej strony nie było źle, z drugiej, w tych parowach, a raczej krzatynach rosnących w dole zaplatalam się na amen i do upragnionego obiektu nie dotarłam. Co z kolei jest rozczarowywujace.

Były inne atrakcje,  np wielkie porzeczkowe pole  


Bloger poprzestawiał fotki, ale nie będę ich więcej ruszać, bo jedną już mi zjadło.

Wydaje się to niedorzeczne, żeby ktokolwiek mógł zaginac parol na takie podstarzale babsko, ale tego faceta, który mnie kiedyś gorąco komplementował, wspominałam tu kiedyś,  spotykam jeżeli nie codziennie to bardzo często kiedy jadę na rowerze w stronę mostu, kiedyś do mnie z wyrzutem, a wczoraj pani nie jechała! Dopiero wtedy do mnie dotarło, że może nie przypadkiem  tak go widuję. W przelocie z nim rozmawiam, bo zawsze się śpieszę i na szczęście jeżdżę sporo szybciej, nie ma szans jechac obok. Może o rowerach chciałby tylko pogadać a ja węszę we wszystkim niecne zamiary, Taki paskudny charakter .
W komórce pisze się mniej ale i szybciej, bo słowa same wyskakują :)

poniedziałek, 16 czerwca 2025

Rififi po sześdziesiątce

 Czyli jak zostać złodziejem w bardzo dojrzałym wieku ? 😁

Najpierw trzeba mieć bzika, potem trzeba zobaczyć obiekt pożądania w miejscu bliskim a jednocześnie niedostępnym. Często kupuję kwiaty tzw. wyprzedażowe i frajdę mam doprowadzając je do kwitnienia i pięknego wyglądu, np.  

ta pelargonia była nieomal cała zaschnięta, jedynie parę ciągle żywych listków, teraz cieszy oko, albo
z wielopaku trzy ledwo dychające sadzonki surfinii, takąż drogą nabyłam orlika, bo tani i dopiero w domu mu się przyjrzałam i zachwyciłam jego delikatną urodą. Wtedy dopiero zauważyłam, że u sąsiada w chaszczach rosną orliki, jeden przecudnej urody, patrzyłam smętnie, z mojej strony siatka wysoka.Zjawia się tam ktoś raz w miesiącu goli wszystko i tyle. Zazwyczaj jak wjeżdżam, czy wyjeżdżam witam się z innymi działkowcami, gadka szmatka o tym i owym. Ale raz żadnych sąsiadów nie było i przechodząc zauważyłam w tej zaniedbanej działce z drugiej strony dziurę w ogrodzeniu, niedużą. W nocy nie mogąc spać zaczęłam się niespodziewanie zupełnie zastanawiać nad tą dziurą, a może bym się w nią zmieściła i z wizją siebie utkwiona w dziurze zasnęłam. Jestem w ogródkach, przechodzę koło tej dziury raz drugi, w końcu złapałam łopatkę i myślę, spróbuję a co, dziura nie była duża, ale i ja do dużych nie należę, przelazłam, schyliłam się, chwasty takie, że jak kucnęłam to wcale mnie nie było widać i tą łopatką walczę, oprócz chwastów z jednej strony zalegają smieci, płyty betonowe i ten upragniony wyłaził właśnie spod tego betonu, nie byłam w stanie tak głęboko kopać, po drugie denerwowałam się, zaraz będzie ktoś przechodził i mnie zobaczy i krzyknie złodziej ! Trochę podkopałam, trochę wyrwałam, uszkadzając korzenie. Troskliwie wsadziłam tego orlika, podlałam i cóż, wyglądałó ze się nie przyjął, kwiatek padł, przycięłam więc ze smutkiem roślinkę i dzisiaj co widzę wychodzi nowy pęd ,ale radość. 

W sobotę byłam na wędrówce, spotkałam A, zaraz po powrocie ze Szwecji, pojechała na tygodniowy wypad po żuławach, w piątek w nocy wróciła, i w sobotni poranek zobaczyłam ją na zbiórce.  Podziwiam, bo to, że ją stać na wyjazdy to jedno, ale że jej się tak chce, czapki z głów. Probowała mnie namówic na następną ekskursję :) W niedzielę wsiadłam z rowerem do pociągu. Macie do czynienia moi internetowi czytacze z osobą o niewątpliwe małym rozumku. Wiedząc że słonecznie będzie i ciepło, nie wzięłam ani kapelindra ani żadnego czapoka  i teraz niewątpliwie pokrewieństwo z siuksami w wyglądzie mnie łaczy. Czerwone czoło i nos i pod oczyma ,tam gdzie oprawki się kończą czerwone pręgi, dzisiaj natomiast wdziałam słomkowy kapelusz i dopiero w połowie drogi zorientowałam się,że będzie padać i niebo jest totalnie zachmurzone.  Pociągiem zajechałam na kraj brodnickiego pojezierza i stamtąd niespiesznie ruszyłam doma. Pola i łaki, wsie i wioski. Zapachy, kolory. Pachniały róże w wielkiej obfitości kwitnące przy domach, oczywiście jaśmin, a poza wioskami to głównie czarny bez i chyba lipy. Nic mnie nie goniło, nawet nie sprawdzałam w komórce czy dobrze jadę, wiedziałam który mniej więcej kierunek, czasami jakiegoś ludzia zagadywałam po drodze, pani ,ale pani jedzie dookoła, bo tak chcę uśmiechałam się i machałam na pożegnanie. Zeby za idyllicznie nie było, po drodze w tych małych wioskach rozjechane jeże i koty na jezdni i ci piękni  chłopcy we wspaniałych maszynach, cudzysłów proszę, jeżdżacy po  wąskich szosach stowką albo i lepiej ech..

Liczne jeziora
 
Zabawne nazwy
Zachciało mi się pomoczyć nogi w Drwęcy, przetaszczyłam rower po bardzo bujnej łące, ledwo dysząc a tu brzeg wysoki i nie dało rady i znowu przez całą łakę rower ciągnąć z powrotem...

niedziela, 8 czerwca 2025

W czasie burzy

Duże psy probują schować się, chętnie pod wannę, gdyby była taka opcja                 

To łazienka u babci, Bari przerazliwie boi się grzmotów, czasami jak napierdzielają na poligonie też się kuli, najgorzej kiedy coś nieoczekiwanie strzeli wtedy wyrywa do przodu i nie ma takiej mocy, żeby go utrzymać przy sobie. U mnie natomiast już po burzy złapałam kawałek tęczy.

Wędrówka wczorajsza nieoczekiwanie udana, wahałam się , bo trasa znana, bo naście km. tylko, ale A wróciła ze Szwecji, i dostałam od niej głownie zdjęcia z promu, jakby to pobyt na promie był najciekawszym punktem wycieczki, K wróciła z objazdówki po Bułgarii, też chciałam o wrażeniach posłuchać, a tam  na łakach czerwień aż po oczach biła 

Utajniona plantacja ? Obiecuję sobie wrócić, po makówki, na kłopoty ze snem, piłam już napary z szyszek chmielu, może mak skuteczniejszy się okaże. Porobiłyśmy sobie sesje w makach, nawet przez moment zastanawiałam się czy nie dać tu zdjęcia, ale lęk przed nękaczem ciągle siedzi we mnie. W zasadzie to nie był stalker, tylko mężczyzna mściwy i zawzięty.                                             Na działce ręce  opadają, mam wrażenie, że nic mi  nie wychodzi. Kiedy odchwaściłam w ub.roku miałam satysfakcję i było  widać efekty, teraz nawet połowa peoni nie kwitnie, mróz czy to moje działania ?

Rózowe już przekwitają, białe może doczekają przylotu córki, jej przyjaciólka będzie miała wielkie weselicho.
Parę kolejnych jaskrów zaczęło kwitnąć
W każdym razie czasami myślę, że niektórzy sąsiedzi działkowi mają rację, trawka wygolona, dookoła tuje i już, hamak, ksiązka, sęk w tym ,że tuj nie cierpię..i ostatnio pięknie wypieliłam wokół dorodnego chwasta :)

Rybka kiedyś na swoim blogu pisała o fochu, ktoś w komentarzu dodał, że najczęsciej fochają się kobiety. A ja znałam jegomościa, którego fochy biły rekordy. Nawet go lubiłam, bo biła z niego jakaś uczciwość i prawdomówność, działało to na mnie jak magnes po moim kłamliwym, oszukańczym byłym. Ale im dłużej się znaliśmy tym te jego nieme obrazy na mnie były coraz bardziej widoczne. Nie odebrałam od razu telefonu, dwa dni milczenia, powiedziałam coś nie tak, tydzień milczenia. Mieliśmy iść na bal, taki wypasiony bardzo, tzn.on tak zadysponował, kupił bilety, a ja nie mogłam, z przyczyn o których długo by pisać.  Przez pół roku sie nie odzywał, z początku dzwoniłam, tłumaczyłam, przepraszałam, w końcu wzruszyłam ramionami i odpuściłam. Po pół roku niespodziewany mail , co tam słychać, dawno się nie widzieliśmy i tam takie. Tylko ja przez te miesiące uświadomiłam sobie, że nie chcę takiej relacji absolutnie. Pozdrowiłam go i przesłałam mu zdjęcie z jakimś kolegą, dając do zrozumienia, że zajęta jestem. Znowu się obraził :)


 

piątek, 30 maja 2025

Umilając

  Wstajesz rano, wodząc niewidzącymi oczyma w poszukiwaniu kapciochów, nie ma, pewnie poszły załatwiać swoje sprawy, uznajesz, że nie będziesz ich szukać bo a. musisz szybko do toalety, b. kota trzeba natychmiast nakarmić, c. kawy potrzebujesz, kawy, inaczej opuszczą cię wszelkie funkcje życiowe. Idziesz więc gołymi stopami po dywanie, grubym, miękkim, coś ci nagle chrupie pod stopą, nie zwracasz uwagi, przy następnym kroku znowu ten nieprzyjemny odgłos i coś ostrego czujesz pod stopą. Przytomniejesz w momencie,  łapiąc za okulary. Fakt trzy dni temu odkurzałas, powinnaś codziennie, bo sierść zwierzaka pączkuje, bo żwirek złośliwe kocisko roznosi, ale aż takiego syfu nie masz przecież, żeby po czymś deptać. Patrzysz na dywan i widzisz owada, zdecydowanie martwego, a teraz jeszcze na płask rozdeptanego  przez twoje gołe stopy, rodzaj chrząszcza, tzrmiela, na pewno miał skrzydła, rozglądasz się i obok też jakieś stworzenie leży zmaltretowane. W przedpokoju, w malowniczych kocich rzygowinach dwa następne brr. niedobrze, jesteś obudzona na 100 % ,bez udziału kofeiny.

 Spię przy otwartym balkonie i oglądam tv nocą,  kot w akcji i stąd takie poranne atrakcje.

Pozbyłam się czarnej wątpliwej ozdoby na szyi. Jakoś tak wszystko  potoczyło się bezproblemowo. W dzień wizyty obawiałam się trochę o timing, jechałam najwcześniejszym  pociągiem, drogę z dworca do kliniki, pieszo, aplikacja prorokowała mi na całą godzinę, a przecież gdy idziesz pierwszy raz można żle skręcić, a na pewno trzeba często patrzeć się w komórkę i wychodziło mi, że dojdę pół godziny przed końcem przyjmowania wizyt. Mogłabym wziąć rower ze sobą, ale do tego miasta jeżdża stare składy, wąskie schodki wysoko, upieprzę się i spocę, tarmosząc rower do pociągu,potem taka nieświeża do lekarza, nie. Był jeszcze jakiś autobus, ale ja papierowa ciągle jestem, u siebie wiem gdzie za biletem, wszak kioski poznikały z krajobrazów. Wysiadłam tedy z pociągu, podeszłam do przystanku i pytam się babki, czy dojadę stąd do kliniki. Obca kobieta, bezmiar życzliwości, pdeszła ze mną do biletomatu, bo był, kupiła mi bilety, ba chciała za nie zapłacić, a potem mówiąc ,że chociaż w sumie nie na ten autobus czeka, pojedzie ze mną. Pojechała, pokazała bramę i wtedy dopiero  zniknęła. Kolejka była i owszem, ale szło całkiem sprawnie. Lekarz oglądał to znamie, swiecił i oglądał, potem wyjmuje jakieś urządzenie i mówi, może odrobinę boleć. Przepraszam, ale co pan będzie robić, a nie chce  pani usunąc ? Oczy zrobiłam, już, teraz ? Wszystko trwało niespełna 10 minut, a kiedy z rozpędu pożaliłam się na dręczący mnie ciągle łupież, dostałam całą torebkę próbek, które okazały się skuteczne w przeciwieństwie do wszystkich nizorali, pirolamów i kilku innych. W każdym razie wróciłam do domu nadspodziewanie szybko i lekko oszołomiona. 

Pachnie akcjami, słodki zapach mam wrażenie towarzyszy mi w każdej jezdzie na rowerze. Dla drobiazgowych, tak wiem ,ze to robinia i gatunek ekspansywny, jednak lubię te drzewa i już.

A i J., moi znajomi z rajdu czekają w tej chwili na prom w Gdyni, jadą do Szwecji, teoretycznie też mogłam, ale kasa misiu, zazdroszczę i zaraz się pocieszam. Nasze lasy, łąki, wioski, zachwycają, i jedziesz ile chcesz, kiedy chcesz i gdzie chcesz, nie marudz kobieto, ciesz się tym co ci dane.

niedziela, 25 maja 2025

Wbić

 sobie do tego zapominalskiego łba muszę, żeby podczas weekendów trzymać się z daleka od działki. Kosiarki ok., dzieciaki krzyczące ok. ale muzyka ,typowe łubu dubu, dochodzące z róznych  miejsc, a nawet i samochodów wkurzała mnie niepomiernie. Miałam wrażenie, że wszystkie moje i każdy z osobna, nerwy są szarpane bezlitośnie. Wyrywałam chwasty z taką zaciętością jakbym walczyła z najgorszym wrogiem. Z powrotem byłam tak nabuzowana, że kiedy zobaczyłam samochód jadący po ścieżce rowerowej naprzeciwko i ludzi  schodzących mu z drogi, pomyslałam, czekaj ty gnido, otorbiona blachą, spróbuj tylko najechać na mnie. Wokół tyle ludzi z telefonami, nie ujdzie ci to na sucho. Niestety zatrzymał się i zjechał trochę na trawnik, widocznie zobaczył, że mam mord w oczach, aż żałowałam :) Działka mnie dobija, bez nie kwitł, zamiast jaśminu mam jakiś krzak nie wiadomo jaki. Jaskry zaczęły kwitnąć, częsciowo, jeden krzaczek jest ok, reszta to jakaś imitacja, a w sklepach takie piękne widziałam, ech 


Natomiast piątek miałam wolny od mamy, toteż wsiadłam do pociągu bylejakiego.
pierwszy raz zdarzyło mi się być zupełnie samej w całym wagonie, aż poczułam się nieswojo, a nuż to pociąg widmo...Objechałam trzy jeziorka, podziwiałam krajobrazy.
To łopian ? Tak przypuszczam, krowy pasą w tym łopianie, ciekawe jak mleko smakuje ? Może leczyć ? Z powrotem na prom,
A jak prom, to oczywiście powrót przez Ciechocinek. Do wiadomości Frau, w przyszłym roku do sanatorium będą kursować pociągi, rewitalizują trasę, więc gdyby tam kiedyś znowu skierował cię los...

U mamy  swary z siostrą. Mama się skarży, ale boi się powiedzieć siostrze, więc ja mówię co mamę boli, co jej przeszkadza i usłyszałam, że się wtrącam, że może niepotrzebnie przychodzę. Zrobiło mi się przykro, wg. mnie u mamy widać chorobę otępienną, zapomina, czasami się gubi, miewa gorsze dni, ale miewa też zupełnie dobre. Może jestem zbyt opiekuńcza ? Rehabilitant, który kiedyś przychodził i instruował nas jak mamy przeprowadzać ćwiczenia , taki psycholog mądrala, stwierdził, że ja powinnam być mniej współczująca, a siostra z kolei powinna okazywać więcej empatii. Powiem mamie, że wyjeżdżam na dwa tygodnie, jeżeli wszystko będzie ok to w sumie dobrze, łatwiej mi będzie znależć pracę. Teraz tylko godziny ranne albo wczesnoporanne  wchodzą w grę, w południe mama, po południu częsciowo zapewne z powodu problemów ze snem, częsćiowo nie wiadomo dlaczego,pewnie zużycie materiału, jestem do niczego, a na pewno już nie nadaję się do żadnej pracy.  Siostra przejmując cały spadek po ojcu zobowiązała się do wyłacznej opieki nad rodzicielką, taka była decyzja mamy, toteż nie będę kopać się z koniem. Miałam żal ? miałam, myślałam o sprawie sądowej, ale bez względu na to jak wyglądała i wygląda moja sytuacja, pieniądze  nigdy nie były dla mnie dość ważne, nie i już. W czasie prowadzenia biznesu miałam raz i drugi opcję łatwiejszego zarobku. Oczywiście nie były to tak spektakularne przekręty jak w Matrasie, hurtownia w której niegdyś się zaopatrywałam, pralnia kasiorki. Chociaż raz, ale to już prywatnie, koleżanka, niegdysiejsza przyjaciółka namawiała mnie na mały przemyt przez granicę, mały w sensie objętości. Nie zgodziłam się, ona widziała zyski a ja siebie w areszcie. A nawet nie o areszt chodziło, tylko , bo wiecie, rozumiecie po kilkuset przeczytanych kryminałach ekspertem jestem od tego co mogłoby się dziać dalej. Gdyby się udało, czemu nie spróbować raz jeszcze, pojawia się chciwość, znajomość z jakimś niepożądanym elementem. E. się wtedy na mnie obraziła i fochała chyba z miesiąc, bo mogłyśmy się ustawić. Nie ustawiłam się, głupia ty, głupia.                                                                                                               



Tydzień pod psem

spędzony w sensie dosłownym. Najgorsze wieczorne wyjścia, moje normalne popołudniowe jakos bezkolizyjne były. A wieczorami cała osiedlowa po...