niedziela, 23 marca 2025

Dupa

jest do srania, nie to nie moje słowa, :) W tygodniu musiałam wybrać się do Vectry, nie lubię tej firmy, bywają nierzetelni, wykorzystują nieznajomość procedur i w tej chwili  UOKiK toczy przeciwko nim postępowanie. Ale do brzegu, siedzę grzecznie na krzesełku czekając na swoją kolej i słyszę pana który czerwony na twarzy warczy do drugiego pana siedzącego za biurkiem, a pan jest od tego ,jak dupa do srania, na cały głos, potem coś o fiucie było. Nie wiem o co poszło, przetrząsałam torebkę w poszukiwaniu telefonu po raz dziesiąty i im bardziej telefonu szukałam tym bardziej go nie było, dopiero ta głośna wymiana zdań oderwała mnie od owego beznadziejnego zajęcia. Facet za biurkiem w miarę spokojnie tłumaczył, że owszem mógłby to zrobić, ale w zasadzie nie leży to w jego kompetencjach, więc zrobić nie zamierza, mężczyzna na fotelu petenta nieomal krzyczał ,ze jest od tego jak dupa od srania, nie wiem jakby to się skończyło, gdyby nie siedząca obok kobieta, do tej pory milcząca, Józek wyjdz stąd ,wyjdz natychmiast i facet czerwony jak burak z ociąganiem ale w koncu wstał i wyszedł. Chciałam  tylko przedłużyć internet, nie wiem jak to się stało, ten człek tak gadał i gadał bez końca ,że to i owo,nie pozwalając mi dojść do głosu w pewnym momencie chciałam już tylko wstać i wyjśc i podpisałabym wszystko i tak to mam piękny pakiet telewizyjny. Telewizji, której w zasadzie nie oglądam. Rzecz działa się w czwartek. W piątek poszłam do kosmetyczki. Na szyi w centralnym miejscu pojawiło mi się jakieś, skoro była dupa, może być i gówno. Wiadomo dermatolog, NFZ, zapomnij, prywatnie podzwoniłam i jęknęłam. Koleżanka podpowiedziała mi, że ona z takimi rzeczami do kosmetyczki, kosmetyczka spojrzała, ok i w piątek miałam mieć, laser ? Ale już na fotelu pod lampą, pani zafrasowała się i powiedziała,że jednak lekarz to powinien obejrzeć, ale skoro już jestem i leżę to jedną i drugą zmianę połojotokową usunie mi szybko i niedrogo. I chodzę w tej chwili z czarno czerwonymi strupami na twarzy, jakbym pobiła się z kimś w ciemnym zaułku i niektórzy lampią się na mnie bez pardonu.A szyja no coż ,najpierw po skierowanie do rodzinnego. Jeżeli ktoś, kiedyś przy 40 stopniach gorąca zobaczy rowerzystkę okutaną apaszką to niechybnie będę ja. 

Po za wszystkim mam doła, buntuję się przeciwko starzeniu, chorobom, życiu w biedzie. Nie zgadzam się i już. Gdyby był czerwony guziczek, gdybym wymówić się mogła albo złożyć wypowiedzenie na piśmie, powiedziałabym adieu, przedtem tylko jeszcze poleciałabym do La Palmy, o której tak ładnie pisała Teatru, popatrzeć  tylko, pozachwycać się i to by wystarczyło.

niedziela, 16 marca 2025

Nigdy w życiu

 W tygodniu byłam na działce, pomimo, że pogoda skiepściła się już zauważalnie, nie było tak zle, a miałam parę rzeczy na już do zrobienia. Podeszły do płota dwie takie działkowe sasiadki, z którymi czasami pitu - pitu o kwiatkach i innych duperelach. Stoją i się gapią, potem jedna zagaja, Grażynka miałybyśmy dla ciebie propozycję, o co chodzi, pytam się trochę niecierpliwie bo raczej spieszy mi się, ach wiesz gdybyś się zgodziła, zgłosiłybyśmy cię do sanatorium. Sanatorium ? dziwię się i zaraz jeżę, czy ja wyglądam na osobę potrzebującą sanatorium ? W połowie zdania wiem już o co chodzi. Ale w życiu ! Never ! Nie oceniam poziomu programów, które bywają oglądane przez znajomych, każdy ma swój gust i wybiera to co mu się podoba. Nie śmiałabym nikogo krytykować, sama od wielu miesięcy siedzę głownie w fantastyce, z filmów wybieram opcje lekkie i przyjemne. Chociaż napomknąć mogę ,ze w tym miesiącu byłam na koncercie muzyki poważnej, dosłownie wywlokłam się za włosy, czasami inne bodzce bywają potrzebne. Były prezentowane utwory kompozytora Ciurlionisa, słyszał ktoś o takim ? Ja w każdym razie nigdy, i to było moją głowną motywacją. Nasza orkiestra symfoniczna i litewski chór Vilnius. Nie żałowałam wyjścia w żadnym razie. Wracając do zgłoszeń na przyszły sezon Sanatorium dla emerytów, czy jakoś tak., pytam się koleżanki, która ma sympatyczną buzię i rezolutna jest w działaniu, jak ci się tak podoba ten program, czemu sama się nie zgłosisz ? Ja? Wiem jak wyglądam, nie to co ty, byśmy ci kibicowały.  Na co parsknęłam smiechem, bo moją pierwszą myslą było, że za brzydka jestem i czasami najchętniej wpełznełabym pod kamień, żeby nikt nie musiał mnie oglądać a już na pewno nie w telewizji.  A propos znajomych, wróciłam na zajęcia informatyczne, przysłanej w mailu liście tematów nie umiałam się oprzeć, po drugie nie chowam długo urazy. Ja nie chowam, ale ta druga jest na mnie ciągle obrażona bez dwóch zdań. Kiedy wchodzę do sali, gdzie odbywają się zajęcia i siedzi tam tylko ona, mówię cześć, dzień dobry, nie odpowiada, zaczyna np.grzebać gwałtownie w torebce. Nie rozumiem, kiedy napadła na mnie, nie odezwałam się ani słowem, długo mnie nie było, kiedy się pojawiłam, gryzłam się w język , chyba że pytana byłam personalnie, a teraz w ogóle się nie odzywam, mamy temat który jest dla mnie trudny, koleżanka obok natomiast jest dużo bardziej do przodu i mnie prowadzi, więc tylko rozmawiamy między sobą bez angażowania Aurelii. O co chodzi więc ?

Wczorajsza wycieczka dała mi do wiwatu. Jeszcze dzisiaj czuję zmęczenie. Ubrałam zamszowe butki , uważając, że skoro w nocy mrozi, sucho będzie , błąd, lezliśmy przez zaorane, nasiągnięte wilgocią pola, buty oblepione slizgały się ,albo zatapiały, naprzemiennie, do kompletu miałam spodnie ala dzwony, które też przepięknie zostały ozdobione przez błotko. Godzina jazdy pociągiem w jedną stronę, ponad godzinna jazda z powrotem, czekanie na peronie też około godziny. Jak dotarłam do domu no padłam. Nawiązując do jednego z ostatnich wpisów Frau żadnych ciekawych z nazw miejscowości nie mijaliśmy po drodze, za wyjątkiem




 a z wiosennych kwiatków tylko storczyki rozwijają pączki. Na działce to co mi kwitło w ub. roku, biało żółte, przekopałam jesienią, zapominając, że coś tam rosło. Nornice, ślimaki i ja jako trzeci największy szkodnik ew!

poniedziałek, 10 marca 2025

Wiosna ach to ty

Z rańca, godzina szósta piję kawę, dobrowolnie najzupełniej, czasami wcześniej, kiedy kocur tak mi dokuczy, że zdzierżyć nie mogę, potem odpalam Duolingo, szybko przeskakuję kolejne poziomy, nie wiem jednak na ile jest to wiarygodna nauka, zwątpiłam. Ostatnio przez parę dni pomieszkiwała córa i prowadziła rozmowy w sprawie nowej pracy,i zgroza, czasami nie rozumiałam prawie nic. Córce skończyła się umowa i w sumie nie była zdecydowana co dalej, ale człek od zasobów zamiast podsunąć jej marchewkę w postaci chociaż ścieżki awansu czy niewielkiej podwyżki zaczął jej wykrzykiwać , że drugiej tak dobrze płatnej pracy nie znajdzie, że błąd wielki popełni odchodząc, co bardzo wkurzyło moje dziecię, teraz relaksuje się łażąc po Barcelonie i przesyłając mi zdjęcia okolicznej roślinności. 

Jasność nastała i ciepełko przyjazne, toteż przywitałam się z rowerem, byłam na działce, wróciwszy pokłuta niemiłosiernie. Kiedy kupiłam działkę, rosła tam róza, odchwaściłam, zasiliłam, i nagle róża wybiła do nieomal 2 metrów, jeden gruby pęd, nie znam się na różach, ale to nie tak powinno wyglądać, wyczytałam,ze można przyciąć, więc najostrzejszy sekator w dłoń i obcięłam, teraz jest niższa ode mnie, zobaczę co będzie się z nią działo dalej, chciałabym przyciąć ja jeszcze bardziej. W każdym razie mimo założenia dwóch rękawic kolce zostawiły na moich dłoniach nader wyrazne ślady.  W sobotę wędrówka w towarzystwie pięknego słońca, nieomal 20 km, panowie z torbami pełnymi cukierków, z wiadomej okazji. Wczoraj rowerek, muszę przyzwyczajać swoje cztery litery do siodełka. Miała to być krótka, góra do 50 km przejażdżka asfaltem. Pierwsza część przejażdżki prowadziła wzdłuż lasu, wracać miałam wzdłuż bardzo ruchliwej trasy i myśląc o tym zupełnie bezwiednie odbiłam w leśną drogę. Wydawało mi się, że wiem mniej więcej gdzie wyjadę, wydawało się ,słowo kluczowe, zmysł orientacji przestrzennej jest u mnie zupełnie nieobecny. Scieżka wyprowadziła mnie z lasu na jakieś pola i tam się skończyła. Cofać się nie lubię, więc poprzez te pola, po jakiejś oziminie, jedna miedza, druga, uff jest droga. Potem znowu las a potem już odpaliłam mapę, co za dużo to niezdrowo, chcę wracać do domu.

Papiery, ostatnie trzy kartony, leżą nieruszane. W pewnym momencie miałam wrażenie, że drę tnę całe swoje życie. Najnowsze lata to głównie faktury im dalej do tyłu tym papierologia się rozrasta. Cała korespondencja z zusem ,ze skarbówką obecnie w formie elektronicznej kiedyś całe segregatory papierologii. Cała masa kontrahentów, które powoli znikały. Zimowe nocne jazdy do Warszawy, na Kolejową ,czerwonym maluchem, który lubił się psuć w nieoczekiwanych momentach. Kiedyś na skrzyżowaniu właśnie w Wa-wie utknęłam, tory tramwajowe, skrzyżowanie, wszystko na mnie trąbi, a ja spocona ze zdenerwowania usiluję wożonym przez siebie kijkiem, uruchomić zdechnięty rozrusznik, woziłam ze sobą też rajstopy, bo i pasek klinowy wymagał czasem bliskiej współpracy. Mam żal do siebie, że tak poległam z firmą, że nie zorientowałam się wcześniej, że idę na dno, myślałam kolejny kryzys, parę ich przetrwałam, trzeba przeczekać. Zabrakło wizji, pomysłu i na pewno determinacji, żeby walczyć dalej. 

Obejrzałam wczoraj, nie wypowiem się o całokształcie, bo oglądałam jednym okiem, wchodząc i wchodząc z pokoju, Wonka na Netflixie, Hugh Granta jako gnoma, krasnoluda czy jak go tam zwać można, śpiewającego Umpa, lumpa, dumpa, di, da, rozbawił mnie do łez, świetny kawałek na poprawę humoru bez dwóch zdań.

niedziela, 2 marca 2025

Pogoda

wczorajsza w ogóle nie zachęcała do wyściubienia nosa na zewnątrz. Nad ranem padało coś śniegopodobnego, żeby potem przejść w drobny deszczyk, temp. niewiele powyżej zera i sama z "się" nie wyszłabym na dwór w ogóle. Jednak Pttk zaproponował wycieczkę przez puszczę, którą pragnęłam przecież zwizytować w ubiegłym tygodniu, uznawszy to za znak, wykopałam się z domu, naciągnąwszy głeboko kaptur na łeb. Jako że potem aura ustabilizowała się, byłam bardzo zadowolona ciszą i spokojem, które nas otulały w głębokiej  zieleni. A było nas całe 10 sztuk śmiałków. Wiadomo, najtrudniejszy jest pierwszy krok.                       Podczas którejś z poprzednich wycieczek, znajoma zaproponowała mi dołaczenie do rajdu. Jako, że to ta sama osoba, która namawiała mnie na Dubaj i inne temu podobne atrakcje, bardzo ostrożnie podeszłam do propozycji. Okazało się, że Hel, że koszt dopuszczalny i termin i w ogóle wszystko spoko, ucieszyłam się. Na następnej, widujemy się tylko na marszach, powiedziała, że dołączy do nas G. A G jest jedną z tych dwóch babek ziejących wredotą w moim kierunku. Oho,  pomyślałam sobie, już mam po wyjezdzie,  znają się od przedszkola. Intuicja okazała się trafna, bo znajoma lekko zakłopotana, to już była kolejna wycieczka mówi, że zainteresowanie jest tak duże, że trzeba okroić liczbę towarzyszących osób. Przykro mi ,ale spoko, bo cóż można powiedzieć w takiej sytuacji. A potem któregoś dnia telefon, żebym podała dane osobowe, bo jednak. Rajd organizuje radio Nowy Swiat. Powstała grupa dyskusyjna na whatsappie, zerkałam tam od czasu do czasu, aż doczytałam, że będzie nas około 400 rowerzystów. Gdyby to była moja inicjatywa, zaraz w tym momencie bym się wypisała. Nie cierpię tłumów, mas ludzkich, mam prawie fobię. Ale w tej sytuacji jakoś głupio,przedłużamy pobyt, zaklepaliśmy dodatkowe noclegi.  Myślę sobie, uspokajając , że nie muszę się na siłę integrować, mogę popatrzeć z boku, no i ciągle ciekawa jestem czegoś nowego. Nowego, bo chociaż byłam na paru rajdach, ten na pewno nie będzie podobny do poprzednich. Nie wiem jak to wypali logistycznie, polregio odmówiło dodatkowych wagonów, jak te 400 rowerów przemieści się na miejsce zbiórki . Kolega zobowiązał się, że o północy będzie kupował dla nas bilety, ale sierść mi się jeży.                                                 A propos wiosny, córa przyleciała na parę dni, przywiozła mi parę paczek pięknych, holenderskich, cebulastych i czekam tylko na zapowiadane ocieplenie żeby ruszyć z pracami rolnymi. 

niedziela, 23 lutego 2025

Moje maleństwo

 zimą najbardziej lubi tarzać się w śniegu, obawiam się niestety, że to już ostatnia taka przyjemność  w tym sezonie. Bardzo natomiast nie lubi być fotografowany o ile nie masz w ręku pachnącego argumentu. Ja ostatnio nie miałam. 

Tu wzięty z zaskoczenia.

tu już wyraża swoją dezaprobatę.

Tu ją dobitniej podkreśla.
Pocałuj mnie w ogon.

Coraz bardziej przyzwyczajam się do bycia na emeryturze, niepracowanie wydawało mi się do tej pory rzeczą co najmniej niestosowną, dziwną, niedopasowaną. Czytam, oglądam, słucham, spaceruję, gdyby pominąć kwestie finansowe to nieomal bajka, nie życie. Z okazji posiadania wolego czasu, w zadziwiającej ilości zaczęłam zastanawiać się nad różnymi rzeczami. Min. np. nad swoimi bólami głowy. Miewam je od niepamiętnych czasów. Początkowo biegałam  po różnego rodzaju lekarzach, nikt nie umiał mi pomóc, rodzinny przepisywał tabsy więc z biegiem czasu uznałam to za jedną ze swoich szczególnych cech i tyle. Od dłuższego czasu wiedziałam, że póznym popołudniem nie wolno mi jeść owoców i warzyw, bo to od razu one to one (ból gwarantowany). Całkiem niedawno odkryłam, że zapychanie się słodyczami pózniejszą porą, jeżeli nawet nie powoduje natychmiastowej reakcji , to zdecydowanie wpływa na jakość snu. A zapychałam się nimi, bo wstając nieomal w nocy, wieczorem poziom energii miałam na minimalnym poziomie, więc tą drogą probowałam ją sobie dodać. Moja kolacja to całe życie chleb i tu zgroza, kiedy nie jem chleba, nawet  suchego bez żadnego smarowidła, sprawdzone eksperymentalnie. Lepiej śpię, ból głowy owszem czasami przypomina o sobie, ale to rzadko bywają młoty pneumatyczne. I tak to czasami, kiedy silna wola zwycięża i nic nie jem wieczorem, co niestety nie jest regułą, przesypiam całe noce. Ta sytuacja nie podoba się bardzo mojemu kotu. Obsługa kiedyś wstawała o trzeciej i karmiła ,a teraz co ? Parę razy zastanawiałam się nad zadrapaniami na swoim czole. Sporymi i bolesnymi, przecież nie szlajam się po krzakach, nie pracuję na działce. Uznałam ,ze gdzieś się parę razy walnęłam, nie zapamiętując tego, kiedy czytam, jedną nogą bujam w innej rzeczywistości. Patrzyłam na te strupy i patrzyłam. Któregoś ranka, kiedy się już prawie budziłam, poczułam pazury ciągnące mnie najpierw za włosy, a potem zjeżdżające z tymi włosami na czoło, ostre szpony rozcinające bolesnie skórę. Eureka i ulga, bałam się, a nuż lunatykuję ?                                           Spacery w pobliskim lesie wyciszają mnie i relaksują, o korzyściach ściśle zdrowotnych nie wspomnę. Ale ostatnio w moim lesie sporo się zmieniło. W dzień powszedni, całe zastępy kijkowców, gdzie by się człowiek nie obrócił, tam zacięte miny i stukot.  Najgorzej jednak w soboty. Organizowane są  parkruny. Wydawałoby się, że ludzie ceniący aktywność fizyczną, są w stanie dojść do miejsca zbiórki z oddalonego o dwieście metrów wielkiego parkingu. Ha. Zabawne wyobrażenie. Samochody obstawiają każdą leśną drózkę będącą w pobliżu. Część ludzi siedzi w tych samochodach, grzeje się, czyli silnik na chodzie, inni głośno słuchają muzyki, wszędzie śmieci. Spiew ptaków, szum drzew, mogę sobie puścić ew. w słuchawkach. Jako, że wczorajsza zorganizowana wycieczka prowadziła przez miasto, wykorzystując fakt ,ze miasto uruchomiło nową linię podmiejską, kończącą się w lasach, których prawie nie znam, uznałam, żę wycieczkuję indywidualnie. Po godzinie jazdy  niedogrzanym autobusem moja chęć pałętania się po dziczy, ten las, przechodzi potem w puszczę, ewidentnie zmalała i wysiadłam parę przystanków wcześniej, skąd mogłam ruszyć czerwonym szlakiem, który kiedyś pokonywałam z grupą. Wyszło słoneczko, zaczęłam się rozgrzewać idąc szybkim krokiem, w autobusie zamarzałam, patrzę grupa wycieczkowa, obca grupa, głośna. Przyśpieszyłam, po paru rozwidleniach było jasne, że grupa idzie tymże szlakiem, więc szukając spokoju zeszłam ze szlaku i wtedy dopiero poczułam się usatysfakcjonowana. Szłam sobie, nie bardzo wiedząc gdzie idę. Po iluś tam km. stojąc na skraju urwiska zobaczyłam, że daleko, daleko coś się niebieści. Poczułam ulgę, bo jak Wisła, to chociaż będę wiedziała jak wrócić.  Ostatecznie widziany widok nie okazał się Wisłą, aczkolwiek azymut mniej więcej się zgadzał. Trafiłam na bajorka, albo stawy, kiedy mogłam je obejść, obchodziłam, czasami musiałam delikatnie po lodzie, od razu tak gorąco mi się zrobiło, że zaczęłam się rozpinać i zdejmować co tylko mogłam.  Z lasu przez pola

potem bajorka

Slady bytowania

Wreszcie i Wisła


takie oto przypominajki, godne uwiecznienia.

Cały dzień był piękny, ale szczerze mówiąc nóg pod koniec nie czułam, ew,czułam za bardzo.


sobota, 15 lutego 2025

" Jeszcze w zielone gramy

jeszcze nie umieramy". Raz w miesiącu, tak pi razy drzwi idę na koncert. Nie zawsze program koncertu odpowiada moim upodobaniom muzycznym, ale kiedy ktoś załatwia wejściówkę, daje mi ją do rąk, słabe byłoby grymaszenie, że coś mi nie pasuje. Zresztą jak dotąd nie żałowałam, zazwyczaj dobrze się bawię, a za wartość dodaną uznaję poznawanie nie słyszanych wcześniej utworów i ich wykonawców. W styczniu był koncert noworoczny, przepięknie grała Pomorska Orkiestra Symfoniczna, prowadził A Orzech, którego rolę potem przejął Kuba Badach ze swadą i znawstwem opowiadając o muzyce , o ciekawych aranżacjach. W tym miesiącu przede mną koncert walentynkowy.

Nie poszłam znowu na wędrówkę, w ubiegłą sobotę leżałam rozłożona grypą, dzisiaj zastanawiając się nad swoim samopoczuciem, uznałam że odpuszczam. Zapewne dałabym radę przejść te naście km., ale to by szła głównie moja ambicja. Dwa dni temu wybrałam się do hipermarketu oddalonego ok. 3km., z powrotem ledwie człapałam, niczym stara chabeta. Może to nie osłabienie po chorobie, ale starcze zniedołężnienie mnie dopada ? Brr..                                                                       Wysłałam parę CV, milczenie. Z jednej strony nie dziwię się, starsi pracownicy uważani są za mniej elastycznych, wolniej uczących się. Sama kiedyś miałam pracownika będącego na emeryturze i przyznam się, że to była porażka, pomimo, że pani miała doświadczenie w branży. U mnie wówczas kotłował się tłum, trzeba było szybko reagować, a pani, któregoś dnia,w godzinach pracy zamknęła wrota, przed ludzmi, żeby odpocząć i poukładać na półkach. Wtedy się rozstałyśmy. Wygląda, że zostaje mi cholerne sprzątanie. Za jaką karę ? Moje doświadczenie w tej kwestii bazuje na dwóch firmach. W pierwszej hołubiona byłam, przesadzam ? Wcale. Pani Grażynko, a może kawka taka, a może taka, może ciasteczko, może truskawka a może pani usiadzie, odpocznie. Owszem zdarzało się, że coś nie zostało zrobione, albo nie tak jak oczekiwano, ale było to mówione w taki sposób, że nie czułam się urażona, wykonywałam to co mi polecono, starając się, żeby podobne uwagi nie powtórzyły się więcej. Potem potrącił mnie samochód. Czekano na mnie w firmie, dzwoniono kiedy pani wraca ? A ja im dłużej się rehabilitowałam tym bardziej oswajałam się z myślą o nie powrocie. Praca od poniedziałku do soboty, czyli tylko niedziela wolna. Wstawanie o 3 nad ranem. Jestem rannym ptaszkiem ale ta pora to i dla mnie przegięcie, szczególnie jesienią i zimą. Nie umiem spać w dzień, i chociaż teoretycznie miałam pózniej nieomal cały dzień wolny, to w godzinach popołudniowych czułam takie zmęczenie, że jak daję słowo ledwo ogarniałam M jak miłość czy podobne produkcje. Jednak ostatecznie zaważyło, jak stwierdził mój koordynator nieporozumienie. Przy podpisywaniu umowy, prosiłam o ubezpieczenie, była taka opcja wiążąca się z niższą stawką, fakt nie sprawdziłam, po wypadku, okazało się, ubezpieczenie ? Jakie ubezpieczenie? Byłam połamana, w depresji, nie miałam sił na użeranie się .  Włascicielką następnej firmy, z którę miałam przyjemność była nieduża energiczna i bardzo komunikatywna blondynka. Polubiłam ją, opowiadała o podróżach, każda osoba która podróżuje ma u mnie na dzień dobry duży plus. W miarę upływu czasu było jakby gorzej. Miałam kilka miejsc od ogarnięcia, w jednym miejscu spędzałam najwięcej czasu. K zjawiała się raz w miesiącu i wytykała mi braki i niedociągnięcia. Nie rozumiałam, dlaczego pracujące w tym biurze kobiety, traktują mnie jakbym niewidzialna była i nie przekazują mi uwag osobiście. Przychodziłam pół godziny wcześniej niż powinnam, czasem wprost biegałam po pokojach , kiedy był większy nieład niż zazwyczaj . Comiesięczna lista uwag była coraz dłuższa, poza tym zdarzało się, że kupowałam rękawiczki jednorazowe, czasami jakieś płyny, bo doprosić się nie mogłam. Wypłata? Wiesz w tym tygodniu mam dużo płatności, zusy, podatki, rozumiesz, a ty przecież masz z czego żyć. Ok, dwa tygodnie póżniej, kiedy w końcu upominałam się o pieniądze, K się oburzała, przecież już dostałaś wypłatę. Czasami myślałam sobie, może nie zasługuję na wypłatę, skoro tak zle wywiązuję się  ze swoich obowiązków. Byłam sfrustrowana i zmęczona nie tylko pracą, więc kiedy zdecydowała mnie przenieść, pomyślałam, że to dobra okazja do pożegnania. Aczkolwiek lęk we mnie został, może znowu gdzieś trafię, naharuję się a w zamian kwaśne miny i pretensje. Może już czas z tą lichą emeryturą zawrzeć sojusz ?

piątek, 7 lutego 2025

Umówiłam się

któregoś dzionka z koleżanką na oglądanie nowo powstałego muralu w mieście, dokumentującego po części historię miasta naszego, tyle, że padać zaczęło . Po krótkiej chwili zastanowienia przeniosłyśmy te plany na bliżej nieokreśloną przyszłość a wykorzystując przerwy w opadach uznałyśmy, że połazimy tylko po naszym osiedlu, gdzie różnego rodzaju malunków nie brakuje, nie są to może imponujące obrazy, ale wzbogacają przestrzeń i odwracają uwagę od monotonii i brzydactwa blokowisk. 


kopernikańskie
wojenne, jest ich trochę więcej of course
jeden z najstarszych na naszym osiedlu

jeden z wielu

i trochę historii.

Po ostatniej sobotniej wycieczce, która nie była ani męcząca pogodowo, ani długa, ogarnęło mnie poczucie dziwnego znużenia. Nic dziwnego myślałam. Pamiętacie, pogoda wiosenna, odebrałam rower z serwisu i urządziłam sobie kilkugodzinną przejażdżkę rowerową. Następnego dnia pojechałam na działkę zobaczyć co się tam dzieje i widząc sąsiadów pielących zagonek złapałam za lopatę i skopałam kawałek dotychczas nieruszanych chaszczy. Uznałam że się przeforsowałam. Niestety to grypsko było, schwyciło za gardło i powaliło.  Po dwóch dniach telefony: naaprawdę tak się zle czujesz, że nie możesz przyjśc do mamy, ona nie daje sobie rady. Naprawdę, mam gorączkę, ale gdzieś tam wyrzuty sumienia, kiedyś w czasach przed covidowych, z gorączką, kaszlem, gilem do pasa człek szedł do pracy i tyle, zeżarwszy przed tym pół apteki. Po kolejnych telefonach jednak najpierw się rozżaliłam, że biedna, samotna i opuszczona, nawet lekarstwa jakieś przeterminowane łykałam, podczas ostatniego pobytu moje kochane dziecko albo zużyło medykamenty albo zabrało je ze sobą nie informując mnie o tym tak ,ze apteczka zapchana i owszem ale nie tym co potrzebne. Snułam wizje o moim stygnącym ciele i palcach od stopy obżeranej przez wygłodniałego kota. W tym ujęciu to jednak bardziej szkoda byłoby mi kota. Faktem jest ,ze kiedy tylko odrobinę było mi lepiej namoczyłam nogi w misce i dokładnie przycięłam paznokcie, tak na wszelki wypadek :) Po rozżaleniu przyszedł lekki wkurw jednak, bo siostrzyczka tydzień temu również leżała rozłożona przez chorobę, skakał wokół niej mąż, prawidłowo, a mamie wydawała dyspozycje co chce zjeść, ( ja nawet zdychać w spokoju nie mogę). Lekki bo człek wymiętolony przez chorobę energii nie posiada, wyłączyłam toteż telefon na amen uznając że żeby zadbać o kogoś trzeba najpierw zadbać o siebie. Wczoraj postawiłam pierwsze kroki na zewnątrz, karma dla kota, apteka w dalszej kolejności , a dzisiaj w końcu na służbę, psisko pewnie przewróci mnie na przywitanie.

Dupa

jest do srania, nie to nie moje słowa, :) W tygodniu musiałam wybrać się do Vectry, nie lubię tej firmy, bywają nierzetelni, wykorzystują ni...