Przeważnie poważnie
zapiski dnia codziennego
niedziela, 17 sierpnia 2025
Podpisałam
niedziela, 10 sierpnia 2025
Terapia
O problemach ze snem wspominałam zapewne parokrotnie. Myśli się: wyśpię się kiedyś na emeryturze, a tu guzik z pętelką, można leżeć i leżeć, niemal wrastając w łóżko i nic z tego. Apogeum problemów ze spaniem miałam w swojej ostatniej pracy, po powrocie z Holandii ( po co żeś wracała, kobieto ), rok do emerytury, jedyną pracą gdzie zaproponowano mi od ręki umowę o pracę była firma tworzyw sztucznych. Praca na trzy zmiany, wielkie maszyny, gorąco jak w piekle, ostre narzędzia, rozgrzewanie nożyczek w piecykach do czerwoności, wspinanie się na owe maszyny, żeby przeczyścić w środku, tempo, tempo, byliśmy rozliczane od zrobionych i zaakceptowanych produktów. Po nockach nie umiałam spać w dzień, nawet tabletki nasenne pozwalały na przespanie zaledwie 4 godzin. Praca była wyczerpująca i ciężka, do tego brak snu. Chodziłam niczym zombie, potrafiłam zostawić samochod na chodzie z kluczykami w środku i iść sobie, raz nawet hamulca nie zaciągnęłam i patrzyłam otępiałym wzrokiem jak moj samochodzik powoli kula się z parkingu. Nie wiem jak ten rok przetrwałam bez zrobienia sobie ani nikomu krzywdy, cud prawdziwy. Ciągle zdarzają mi się nocki, kiedy budzę się po pólnocy i leżę do rana, przewracając się w pościeli. Kiedy takich nocy jest więcej ogarnia mnie rozpacz, wiadomo dni po owych nockach są do dupy. Kiedyś, rozsypałam na działce parę ziarenek maku, zerwanych w innym ogródku, nie tego czerwonego,polnego tylko grubszego, jak na drugiej fotce. Mak rozsiał się i owszem, wyłaził potem z każdej dziury, część wypieliłam, część zostawiłam. Czas na zbiory, obcięłam główki, wrzuciłam do byle jakiej reklamówki i do sakwy. Byle jaka reklamówka ma znaczenie, jak wiadomo, makówki mają kopułki u góry, z otworami, kiedy owe makówki dotarły ze mną do domu okazało ,się ,ze połowa jest pusta, wyleciał z nich mak i z podartej reklamówki również ,a że moje sakwy są po przejściach, przetarte tu i ówdzie, to ja niczym ten Grześ z workiem piasku. Trochę maku jednakowoż wydłubałam do miseczki, i pewną nocką, wiedząc ze ze snu nici wzięłam łyżeczkę , łyknęłam maku, popiłam i o dziwo po chwili spałam. Sen miałam: ostre kolorowe tańczące plamy, wirujące plamy, kiedyś podobne klipy w Mtv były, oczopląsowe. Uff obudziłam się. Leżałam chwilę usiłując oprzytomnieć i znowu zasnęłam. Obudził mnie mój własny krzyk. Pamiętam jakby to realne było i działo się 5 minut wcześniej. W owym śnie zeszłam do piwnicy i zgasło światło, nagle ktoś łapie mnie za cycek i zieje mi śmierdzącym oddechem w twarz, nie mogę się wyrwać, zaczełam krzyczeć, krzyczałam jeszcze chwilę po obudzeniu się. Tak że tego, proszę państwa, maku w najbliższym czasie nie będę używać.
Zdjęcie pierwsze to osty, na suchy bukiet dla mamy. Mama uwielbia kwiaty w wazonie, nie ma jednak dość sił, żeby zmieniać w nich wodę, robię to ja, czasami zapominam i śmierdzi, więc żywe kwiaty pójdą do małego wazonu a w tym dużym ciężkim będą suszki.
niedziela, 3 sierpnia 2025
Na zmartwienia
i niepokoje najlepszym dla mnie lekarstwem, kiedyś było bieganie, teraz rower. Skaleczenia goją się, siniaki przekwitają, opuchlizna z ręki zeszła, boli nadal , ale jest to ból do zaakceptowania, bandażuję okolice nadgarstka i tyle. Uznawszy, że czuję się na tyle dobrze, żeby nie siedzieć w domu postanowiłam ,ze dokończę nieudany ostatnio wyjazd, kamień ominęłam szerokim łukiem :) 3/4 jeziora można objechać nieomal nad samą wodą, duży plus jak dla mnie, nad jednym z brzegów, stoją pomościki z ławeczkami, zachęcające "siądz pod mym liściem a odpoczni sobie", niektóre ławeczki są całe osłonięte trzcinami. Wykorzystawszy okno pogodowe popływałam sobie w małym zakątku, gdzie nikogo nie było. Lubię takie ciche miejsca, ale kiedy pływam, a w okolicy nikogo myślę sobie gdyby skurcz mnie złapał niespodziewanie, zostałby po mnie tylko rower na brzegu.
Wkurzona jestem, zła i smutna jednocześnie. Mama mieszka w wieżowcu,z dwiema klatkami. Od zawsze pod tą drugą klatką kręcił się tam taki pijaczek, jako stały nieomal element krajobrazu. Ostatnio zauważyłam, że przesiadł się na wózek,czesto stał pod tym drugim wejściem. W piątek wychodząc od mamy, po wyjściu z windy natknęłam się na tego gościa, do parteru z windy jest dokładnie 9 schodków, siedział przy tych schodkach w wózku i patrzył na dół. Pomóc panu ? Pytam się, a mogłaby pani ? Jako że to jest facet ,nie gruby, ale jednak, a moja jedna ręka na wpół sprawna, pytam się przechodzącej kobiety, pomoże mi pani ? A ta z taką pogardą ,nie tknę palcem tego śmiecia. Ooo ? Rozwiązalismy problem tak, że on się zsunął pupą po schodach, a ja z wózkiem już mogłam sobie poradzić. Potem pomogłam mu na ten wózek wejść. Usłyszałam w podziękowaniach ,że on tam pół godziny stał i wszyscy go mijali. Faktem jest, że facet cuchnął, że dotykałam czegoś mokrego i to sądząc po zapachu były siki, myłam ręce wciąż i wciąż. Mimo wszystko.. Zadzwoniłam do siostry, która pracuje w szeroko pojętych służbach socjalnych, z pytaniem co z tym gościem. Okazało się ,że rozmawiała z nim pomagając mu własnie przy wejściu, czy zejściu. I jeżeli on sobie nie życzy pomocy z systemu to nikt nic nie może zrobić.
Maćka otruto, poryczałam się..
niedziela, 27 lipca 2025
Żeby kózka....
Jaka tam kózka, nawet nie koza, kozlica ? Stara groopa. Wczorajszą wędrówkę odpuściłam. Jej zakres nie był szczególnie interesujący, po drugie jeden z prowadzących bywa dziwny. Niby żartuje, ale gdzieś tam szpileczki i złośliwości wbija a ja nie robię niczego czego inni nie robili, szybciej czasem chodzę, czasem się urywam, odmeldowawszy się wcześniej oczywiście. A zapisała mnie na rajd wrześniowy i zapłaciła od razu. Miałam jej przecież powiedzieć, że nie jadę i odkładałam to na jakiś odpowiedni moment. Jedna z moich "zalet". Rzeczy w jakiś sposób trudne, niemiłe, kłopotliwe odkładam, pomimo świadomości, że nie powinnam. W nadziei że same z siebie się rozwiążą, co się nigdy nie dzieje. Gdybym stawiala czoła wyzwaniom, zapewne moje małżeństwo zakonczyłoby się wcześniej, potem nie wpadłabym w takie długi. Wstępnie wygląda na to że na rajd pojadę i dobrze, trochę radości się każdemu należy. Pojechałam zatem na rower, planując objechac jezioro, nad którym rzadko bywam. Dojechałam do pierwszej z plaż i jeb w wielki kamień. Podniosłam się oceniając ,że ze mną chyba ok, ale rower zdecydowanie nie był ok, koło nie chciało się kręcić. Czyli nawet prowadzenie roweru odpadało.Znajomy, który wcześniej kiedyś pomagał mi przy rowerze, był na wędrówce, zupełnie nie ta strona świata, Dzwonię do szwagra, czy w domu jest. Właśnie wychodzą z Barim, Bari na jego problemy ze stawami ma zalecone pływanie. Mieli jechać gdzie indziej, ale przyjadą. !0 km ode mnie do miasta z przystankiem kolejowym. Umowiliśmy się, oni od dworca idą w moją stronę, ja idę na przeciwko. Poinstruowana zostałam co powinnam zrobić, żeby koło mogło się kręcić.Próbowałam majstrować bezskutecznie, przyjrzałam się w końcu z desperacją stojącym nieopodal rowerom i wybrałam jeden, który jak oceniłam miał torbę z narzędziami. Kiedy właściciel się w końcu pojawił, poprosiłam o pomoc. Męska ręka poczarowała i okazało się ,że mogę nawet wsiąśc i jechać, powolutku, ale do przodu i do pociągu. Potem dotarło do mnie że jednak poobijana jestem i posiniaczona, ale najgorzej z ręką. W tej chwili za bardzo nie mogę nią ruszać i spuchła. Piszę lewą, jednym palcem, czyli dlugiego pisania nie bedzie bo to meczace dość. Spotkanie z kamlotem dziwne było, zastanawiałam się czy to nie podświadomość, szykują się kłopoty, nie moje ,ale możliwe, że mi przyjdzie płacić za czyjeś błędy, jadąc myślałam ,ze gdybym samochodem rąbnęła z całej siły w ten wielki kamlot miałabym święty spokój od wszystkich dramatów świata i chwilę potem leżałam, niestety nie ta prędkość, nie ta masa :)
poniedziałek, 21 lipca 2025
Portret kobiecy
Tytuł posta to moje odkrycie. Nie wiem, jakim cudem nie czytałam, przeoczyłam, nie zwróciłam uwagi. Wisława Szymborska
...Naiwna, ale najlepiej doradzi
Słaba ale udzwignie.
Nie ma głowy na karku,to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
[...]
niedziela, 13 lipca 2025
Kocio
Kevin, kotysław pierwszy nie jest do końca udanym egzemplarzem. Zwłaszcza córka była nim głeboko rozczarowana. Nie można go było nosić na rękach, ani przytulać doń, głaskany reaguje dosyć nerwowo. Po każdym spotkaniu dziecka, przecież dorosłego i rozumnego dosyć, z kotem, to pierwsze nosi czerwone i głębokie ślady użytkowania. Chociaż ostrzegam. Kot znaleziony nad Wisła w krzakach, w worku. Obydwie córki chorowały bardzo, przychodnie, wizyty prywatne, szpitale, ale z zadną nie spędziłam tyle czasu czekając w kolejce jak z Kevinem. Były miesiące, że nieomal dzień w dzień wracałam z pracy po 18 ej, coś na ruszt i kota wio do samochodu i do kliniki, a tam zazwyczaj kolejka, jeżeli tylko godzina to było pięknie, ale często były dwie albo i więcej. O kasie nie wspomnę, co sobie uzbierałam na wymarzone buty ( drogie w cholerę ) okazywało się że muszę do weterynarza. Proszę nie pytać o diagnozę, każdy stawiał inną i leczenie było głównie objawowe. Kiedy wpadłam w tarapaty finansowe, odpuściłam te ciągłe wizyty, no i proszę pomimo moich czarnych prognoz Kevin nadal ubarwia mi życie. Kiedy mnie długo nie ma, w związku z czym nie ma żarełka, suchego nie jada, wita mnie takim gardłowym pomrukiem, głośnym ,naglącym , kobieto co ty sobie wyobrażasz, jeść ,szybko jeść. Rano natomiast kwili niczym niemowlak cieniutko, przenikliwie. Zadziwia mnie wciąż i wciąż ile taki zwierzak wydaje różnych dzwięków w różnych tonacjach, czasami kiedy urządza mi jakiś koncert patrzę na niego i śmieję się. Nie jest dotykalski, ale kiedy siedzę przy laptopie jak teraz, czuwa z pólki nieopodal, nie śpi na łóżku, leży przy , towarzyszy mi w kuchni i w łazience, kiedy na głos powtarzam angielskie słowka, zaczyna mruczeć i rozwala się jak długi. Rzadko płaczę, ale zdarza mi się, choćby ze złości, bezradności itp. wtedy kocurek leci sprintem i siada bardzo blisko ewidentnie próbując pocieszać. Toteż kiedy czytam, że koty nie przywiązują się do ludzi, myslę sobie co ty wiesz o kotach ?
Sobotę miałam średnio udaną. Miałam iść na wycieczkę, ba nawet kupiłam bilet, bo wędrówka wyjazdowa. Wspominałam kiedyś, że na "główny" w weekend jest słaby dojazd. Autobusem, trzeba godzinę wcześniej, albo na styk, z tym ,ze jak ze dwie minuty opóznienia to szans nie ma. Wymyśliłam toteż, że podjadę na dworzec wschod, obok którego przejeżdżają prawie wszystkie autobusy z pobliskiego przystanku i pociągiem stamtąd dosłownie w pięc minut na głowny, oszczędność pół godziny. Takoż zrobiłam, ale na peronie zobaczyłam babsztyla z wędrówek, którego nie lubię. Dowiedziałam się kiedyś, że ona, one z koleżanką nie tylko dla mnie takie niemiłe. Z nimi trzeba na paluszkach, opowiadała mi jedna ze znajomych, pokłony bić ? Fakt,kiedyś jedna z nich pouczała mnie w jakiejś sprawie, zignorowałam nie wykazując żadnej atencji. Widząc ja i nie mając ochotę na takie towarzystwo uznałam, że pojadę następnym pociągiem, czasu ciągle było dosyć. Następny pociąg przyjechał i stanął i stał tak z przyczyn niewiadomych ze 25 min, kiedy w końcu wysiadłam na głównym moi współowarzysze już odjechali. Poszłam pieszkom do domu, po drodze wstąpiłam do Młyna odebrać dyplom😃 i wypożyczyć lekturę dla duszy, na pociechę min. Chmielewską "wszystko czerwone", ile razy czytam zawsze się śmieję..
wtorek, 8 lipca 2025
Tydzień pod psem

Trochę padało, trochę bładziłam, a kiedy w końcu uznałam, że tyłek dostatecznie mnie boli i kolano zaczęłam czuć, czas na powrót, skusiłam się ,zeby zamiast wracać wytyczoną trasą asfaltową skorzystać z podpowiedzi aplikacji, która twierdziła, jeżeli skręcisz w las zaoszczędzisz 15 min. Droga przez las wstępnie wyglądająca niewinnie i miło okazała się drogą przez mękę. Ponadto internet się rwał się, pokazywało np.że za dwa km mam skręcić w jakąś przecinkę, potem brak zasięgu, przejeżdżałam ten skręt, potem wracałam, finalnie zamiast oszczędzić czas straciłam ponad godzinę. Siedziałam potem z ulgą w pociągu kontemplując swoje czarno siwe, bezsprzecznie bardzo brudne łydki.
Podpisałam
wysłane do córy zdjęcie " kot zdechł" i w odpowiedzi dostałam opeer, że aż się oburzyłam, żart może niezbyt przedni, ale skąd pode...

-
Kevin, kotysław pierwszy nie jest do końca udanym egzemplarzem. Zwłaszcza córka była nim głeboko rozczarowana. Nie można go było nosić na rę...
-
Oglądałam wczoraj przed zasnięciem pierwszy odcinek serialu na Netfixie: Przełom. Obrazowo pokazano tam jak nie wiadomo kto małym nożykiem...
-
Nie jestem przesądna, żadne tam piątki trzynastego, żadne koty przebiegające drogę, gdyby koty mnie przerażały, to podczas swoich wyciecze...