Czyli jak zostać złodziejem w bardzo dojrzałym wieku ? 😁
Najpierw trzeba mieć bzika, potem trzeba zobaczyć obiekt pożądania w miejscu bliskim a jednocześnie niedostępnym. Często kupuję kwiaty tzw. wyprzedażowe i frajdę mam doprowadzając je do kwitnienia i pięknego wyglądu, np.
ta pelargonia była nieomal cała zaschnięta, jedynie parę ciągle żywych listków, teraz cieszy oko, alboz wielopaku trzy ledwo dychające sadzonki surfinii, takąż drogą nabyłam orlika, bo tani i dopiero w domu mu się przyjrzałam i zachwyciłam jego delikatną urodą. Wtedy dopiero zauważyłam, że u sąsiada w chaszczach rosną orliki, jeden przecudnej urody, patrzyłam smętnie, z mojej strony siatka wysoka.Zjawia się tam ktoś raz w miesiącu goli wszystko i tyle. Zazwyczaj jak wjeżdżam, czy wyjeżdżam witam się z innymi działkowcami, gadka szmatka o tym i owym. Ale raz żadnych sąsiadów nie było i przechodząc zauważyłam w tej zaniedbanej działce z drugiej strony dziurę w ogrodzeniu, niedużą. W nocy nie mogąc spać zaczęłam się niespodziewanie zupełnie zastanawiać nad tą dziurą, a może bym się w nią zmieściła i z wizją siebie utkwiona w dziurze zasnęłam. Jestem w ogródkach, przechodzę koło tej dziury raz drugi, w końcu złapałam łopatkę i myślę, spróbuję a co, dziura nie była duża, ale i ja do dużych nie należę, przelazłam, schyliłam się, chwasty takie, że jak kucnęłam to wcale mnie nie było widać i tą łopatką walczę, oprócz chwastów z jednej strony zalegają smieci, płyty betonowe i ten upragniony wyłaził właśnie spod tego betonu, nie byłam w stanie tak głęboko kopać, po drugie denerwowałam się, zaraz będzie ktoś przechodził i mnie zobaczy i krzyknie złodziej ! Trochę podkopałam, trochę wyrwałam, uszkadzając korzenie. Troskliwie wsadziłam tego orlika, podlałam i cóż, wyglądałó ze się nie przyjął, kwiatek padł, przycięłam więc ze smutkiem roślinkę i dzisiaj co widzę wychodzi nowy pęd ,ale radość.W sobotę byłam na wędrówce, spotkałam A, zaraz po powrocie ze Szwecji, pojechała na tygodniowy wypad po żuławach, w piątek w nocy wróciła, i w sobotni poranek zobaczyłam ją na zbiórce. Podziwiam, bo to, że ją stać na wyjazdy to jedno, ale że jej się tak chce, czapki z głów. Probowała mnie namówic na następną ekskursję :) W niedzielę wsiadłam z rowerem do pociągu. Macie do czynienia moi internetowi czytacze z osobą o niewątpliwe małym rozumku. Wiedząc że słonecznie będzie i ciepło, nie wzięłam ani kapelindra ani żadnego czapoka i teraz niewątpliwie pokrewieństwo z siuksami w wyglądzie mnie łaczy. Czerwone czoło i nos i pod oczyma ,tam gdzie oprawki się kończą czerwone pręgi, dzisiaj natomiast wdziałam słomkowy kapelusz i dopiero w połowie drogi zorientowałam się,że będzie padać i niebo jest totalnie zachmurzone. Pociągiem zajechałam na kraj brodnickiego pojezierza i stamtąd niespiesznie ruszyłam doma. Pola i łaki, wsie i wioski. Zapachy, kolory. Pachniały róże w wielkiej obfitości kwitnące przy domach, oczywiście jaśmin, a poza wioskami to głównie czarny bez i chyba lipy. Nic mnie nie goniło, nawet nie sprawdzałam w komórce czy dobrze jadę, wiedziałam który mniej więcej kierunek, czasami jakiegoś ludzia zagadywałam po drodze, pani ,ale pani jedzie dookoła, bo tak chcę uśmiechałam się i machałam na pożegnanie. Zeby za idyllicznie nie było, po drodze w tych małych wioskach rozjechane jeże i koty na jezdni i ci piękni chłopcy we wspaniałych maszynach, cudzysłów proszę, jeżdżacy po wąskich szosach stowką albo i lepiej ech..
Liczne jezioraZabawne nazwyZachciało mi się pomoczyć nogi w Drwęcy, przetaszczyłam rower po bardzo bujnej łące, ledwo dysząc a tu brzeg wysoki i nie dało rady i znowu przez całą łakę rower ciągnąć z powrotem...